Dni krwi i chwały cz. III – Krwawa bitwa o Truskaw dobiega końca

Strzały powoli cichną, szaleje za to coraz bardziej pożar i huki wybuchającej amunicji. Bitwa jakby coraz to się wzmagała.

Załadowany plecakiem, dwoma karabinami, ładownicami, wlokę na kółkach cekaem z górą taśm… uff. Wszyscy coś szabrują, więc i ja zostawiam na chwilę ten cały majdan i usiłuję ze świeżego trupa w rowie ściągnąć fajne, wysokie buty. Szarpię się z nimi, kładę się na ziemi – nic. Z takiego świeżego trupa – nie idzie. Biorę więc swój majdan i wleczemy cekaem do naszych furmanek stojących na drodze do Zaborowa Leśnego.

We wsi szaleje coraz większy pożar. Rwą się całymi seriami skrzynie z amunicją artyleryjską, gwiżdżą i trzaskają odłamki, jakby bitwa dopiero się rozkręcała. Trzeba zwiewać!

W drodze powrotnej, jakby tego wszystkiego było mało, jeszcze przygoda. Ktoś oparł się czy majdrował przy naszym cekaemie na furze i… huk. W lufie, mimo braku taśmy był nabój i rąbnął koło nosa jednemu z naszych chłopaków. Jakoś jednak szczęśliwie nikomu nic się nie stało.

Rano w Wierszach na kwaterze, dopiero było widać rozmiary „tej nocy”. Na podwórku góra skrzyń z amunicją, pod płotem oparta kupa karabinów, trzy erkaemy (francuskie, zdezelowane), siodła, uprząż, kupa jakichś ubrań… Z dowództwa przychodzą uśmiechnięte gęby, każdy sobie coś wybiera. Tylko z boku stodoły leżą cicho polegli… Doliczamy się, że nie wrócił i nie ma go nigdzie „Kry”. Twarzy „Brązowego” nie można zidentyfikować. Przypominamy sobie jak wczoraj opowiadał, że w jakiejś rozróbie w knajpie na Powązkach dostał parę razy nożem w brzuch. Rozpinamy spodnie – są wczoraj pokazywane blizny.

Wpadł też oczywiście nasz uśmiechnięty „Gramofon”. Stanął, już poważny, nad naszymi „sztywnymi” i szeptał modlitwy. Nikt mu nie towarzyszył.

Wczłapał na konikach nasz zwiad konny, też z uśmiechniętymi gębami. Donosili, że w Truskawiu jeszcze rano Niemców nie było. Z konia naliczyli ponad 130 trupów. Podobno były tam dwa bataliony RONA. Wszystko wysadzone, popalone, jedno działo przyjechało z nimi. Na-zbierali jeszcze sporo broni. A nas było osiemdziesięciu…

Do wieczoraj trwał bałagan, latanina i handle. Zajrzyjmy znów do niemieckiego raportu: „W Kampinosie, według zeznań ludności. Znaczne siły dobrze uzbrojonych partyzantów (w tym duża liczba jeźdźców) umacniały się w puszczańskich osadach w odległości 12 km na południe od Modlina. Odnośnie pułku szturmowego RONA, nadeszła wiadomość, że pod silnym naporem przeciwnika wycofał się na linię Laski, Izabelin, Hornówek, Lipków, co było następstwem stoczonej przed dwoma dniami walki z oddziałem por. „Doliny”.

Na wieczornej zbiórce nasz pan porucznik wyróżniał, zapowiadał odznaczenia, ale na razie nic nikt nie dostał. Moja drużyna ma w nocy służbę. Ja oczywiście jako „gówniarz” dostałem najgorszą wartę – nad ranem. Leżałem pod ścianą obok stodoły, gdy zerwali mnie z ciężkiego snu. Wziąłem moją cudowną „samozariadkę” i na wartę. Od wejścia na nasze podwórko chodzę za stodołę i z powrotem. Było czego pilnować, łącznie z naszym cekaemem.

Na wschodzie dudni i przewala się hukami Warszawa. Pełzają po horyzoncie światła i błyski. Bliżej jest czarny las, a za nim, jak zwykle, czasem jakaś seria… to tu, to tam, raz bliżej, raz dalej. Gdzieś da leko lecą świetlne pociski, bezgłośnie na tle huku Warszawy. We wsi czasem zaszczeka pies… Zwrot przy poległych i do wejścia na podwórko. Tam od ulicy może ktoś nadejść. W głowie parują mi myśli – te portki „Brązowego” z trupa własowca, koszula na „Sewerze”, „Kry”, który został w Truskawiu. Za ścianą stodoły ktoś głośno chrapał, ale naprawdę byliśmy sami. Dalekie, ginące w hukach i błyskach miasto, jaśniejący na ziemi polegli koledzy i… gówniarz wartownik. Pomału nad poświatą Warszawy bladł świt. Tego dnia zrobiliśmy naszym chłopakom pogrzeb.

O losach pokonanych przez Grupę Kampinos oddziałów RONA, T. Sawicki tak pisze w swej książce:

Przedstawiając do końca historię Bronisława Kamińskiego, prześledźmy także losy jego żołnierzy. Po dotarciu w dniu 13 sierpnia pułku szturmowego do placu Starynkiewicza i znajdujących się tam szpitali, z kolei zajął on rejon ulic Chałbińskiego, Nowogrodzkiej i Wspólnej, gdzie utknął do 23 sierpnia. Następnie został przerzucony w pobliże fortu Traugutta, w rejon ul. Inflanckiej. Stamtąd 28 sierpnia przeniesiono go do Kampinosu. Tam w rejonie Truskawia w czasie ataku na siły partyzanckie w nocy z 2 na 3 września został rozbity przez oddział „Doliny”. Resztki pułku 15 września załadowano do transportu w Błoniu i odesłano do pozostałych sił brygady. Cały jej skład wcielono do organizowanej na terenie Niemiec 29 Dywizji Grenadierów SS (rosyjskiej nr 1). Tworzenia dywizji nie udało się zakończyć, w związku z czym młodszych żołnierzy włączono do 600 DP Własowa, starsi pozostali w charakterze ochrony rodzin i taborów stacjonujących w okolicach Münsigen w Wittenberdze. Po kapitulacji III Rzeszy wszystkich żołnierzy, którzy mieli do 1 września 1939 r. obywatelstwo ZSRR, przekazano stronie sowieckiej.

dni-krwi-i-chwa2.JPG 1. Rozdzielanie zdobytej w Truskawiu odzieży wśród ludności cywilnej. Wiersze, 3 września 1944 r.

 

dni-krwi-i-chwa1.JPG 2. Skrzynki z zaopatrzeniem i bronią przed stodołą. Przy zdobycznym ckm por. Tadeusz Gaworski ps. „Lawa”. Wiersze, wrzesień 1944 r.

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz