W naszej gminie są organizacje, które bez specjalnego wsparcia ze strony władz i medialnego szumu robią wspaniałą robotę, promują ciekawy i zdrowy sposób spędzania wolnego czasu. Poprosiliśmy o rozmowę pana Marcina Chodorowskiego, prezesa Fundacji Promocji Rekreacji „KIM”.
Andrzej Kaliński: Fundacja, którą pan kieruje zarejestrowana jest w Łomiankach i tutaj ma swoją siedzibę. Zajmujecie się promocją rekreacji ruchowej ze szczególnym uwzględnieniem kajakarstwa, ale z miejscem do pływania kajakiem to u nas raczej kiepsko…
Marcin Chodorowski: To nieprawda! Chociaż można odnieść wrażenie, że mieszkańcy Łomianek zupełnie nie doceniają sąsiedztwa Wisły – jednej z ostatnich w Europie dziko płynących rzek i małego, ale urokliwego Jeziorka Dziekanowskiego. Dla nas to wspaniałe akweny, w przypadku jeziorka do treningu i wprawek kajakowych, a z Wisłą wiążemy poważne plany na przyszłość…
A. K.: Jak powstała wasza fundacja?
M. Ch.: Fundację „KIM” założyli kajakarze tworzący grupę „Kazik i My”. Każdy z nas zaczynał swoją przygodę z kajakiem w różnym czasie i w różny sposób. Dzięki temu udało się nam z indywidualistów stworzyć barwny i zgrany zespół kajakarzy, którzy pływają długie dystanse, startują w maratonach, próbują swoich sił na górskich rzekach i nawet na morzu. Od trzech lat zajmujemy się promocją tzw. kajakarstwa zwałkowego, które polega na eksploracji rzek o wysokim stopniu uciążliwości wynikającym z dużego nasycenia przeszkodami naturalnymi. W 2005 r. rozpoczęliśmy promocję kajakarstwa morskiego. Mamy kontakty z wieloma organizacjami zrzeszającymi kajakarzy morskich. Organizujemy szkolenia w ramach akcji „Bałtyk pod wiosłem” oraz tzw. wprawki morskie.
A. K.: A jak powstała grupa „Kazik i My”, czyli początek waszego wspólnego pływania?
M. Ch.: Zimą 2003 roku podczas wyścigu na Zbiorniku Rybnickim spotkałem Leszka. Później, na Międzynarodowym Spływie Dunajcem poznaliśmy Marka i tak zaczęło się nasze wspólne pływanie. W sierpniu 2003 r. w ciągu jednego dnia popłynęliśmy z Warki do Warszawy (76 km). Pierwszego stycznia 2004 r. zaproponowałem kolegom spłynięcie Wisłą do Modlina. Sprawdziliśmy czy na rzece nie ma kry i następnego dnia wystartowaliśmy z przystani WTW. Odcinek 36 km pokonaliśmy z prędkością chwilami dochodzącą do 12 km na godzinę. Było zimno, w południe temperatura wynosiła minus pięć stopni. Po drodze była chwila przerwy przy… „zaprzyjaźnionej” pogłębiarce. Kolejnym wspólnym działaniem był spływ Świdrem w towarzystwie Witka Jochyma i Marka Wernera. Informacje o tym spływie przeczytał na stronie kajak.org.pl Kazik, późniejszy lider naszej grupy i zaproponował wspólne pływanie. Dwa tygodnie później, już razem popłynęliśmy Bzurą… Tak powstała grupa, a ponieważ organizowaliśmy wiele mniejszych i większych wypraw, potrzebna była jakaś nazwa. Ostatecznie nazwaliśmy się „Kazik i My”.
A. K.: Wspomniał pan o konkretnych planach związanych z Wisłą…
M. Ch.: Tak. Pomysł jest z jednej strony bardzo prosty, chcemy odzyskać Wisłę dla szeroko rozumianej turystyki kajakowej i nie tylko, ale z drugiej trudny, bo wymagający współpracy z wieloma organizacjami, a przede wszystkim gminami leżącymi wzdłuż rzeki. Obecnie jest to zamysł trochę wirtualny, ale początki każdego przedsięwzięcia zazwyczaj bywają takie. Obecnie nawiązujemy kontakty z władzami gmin. Mamy już poparcie burmistrzów miast: Gniew, Kwidzyn, Kazimierz Dolny i Łomianki. Teraz staramy się maksymalnie nagłośnić akcję, dotrzeć do organizacji i konkretnych osób lub firm, które byłyby zainteresowane zorganizowaniem niezbędnej infrastruktury, żeby Wisła mogła stać się szlakiem turystycznym, nie tylko kajakowym oczywiście. Są już zainteresowane grupy, a właściwie kluby kajakowe z Włocławka, Nowego Dworu Mazowieckiego. Mam nadzieję, że szybko znajdą się następne, bo od tego zależy sukces akcji.
My nie chcemy tworzyć jakiejś jednej wielkiej organizacji, która zawiadywałaby turystyką wzdłuż Wisły. Wręcz przeciwnie, chcemy, aby w każdej nadwiślańskiej gminie powstały warunki do uprawiania turystyki wodnej i grupa ludzi chcących ją uprawiać. Zresztą nie tylko wodnej, wał przeciwpowodziowy jest bardzo dobrym miejscem do uprawiania turystyki pieszej, rowerowej lub konnej. Wiślany Szlak Turystyczny, to ogólna idea, którą poszczególne gminy i organizacje będą wypełniać własną treścią.
A. K.: Jaką widzi pan rolę dla samorządów terytorialnych?
M. Ch.: Na obecnym etapie wystarczy nam oficjalne poparcie dla naszej inicjatywy, później od samych gmin zależy, czy będą chciały angażować się finansowo, czy też zostawią to prywatnym firmom lub organizacjom. My będziemy się starać, aby w każdej gminie znaleźć koordynatorów lokalnych odpowiedzialnych za działania na ich terenie. Potrzebna będzie przecież przynajmniej podstawowa infrastruktura, czyli jakaś binduga, przystań. W niektórych gminach trzeba będzie je zorganizować, ale to nie są zbyt wielkie koszty.
A. K.: Gdzie szlak wiślany będzie się zaczynał, a gdzie kończył?
M. Ch.: Na razie początek szlaku to Sandomierz, a koniec Malbork albo może nawet Gdańsk. Liczymy na to, że nadwiślańskie gminy nawiążą ze sobą współpracę i będziemy mieli spływy na przykład z Łomianek do Modlina, Płocka lub Gniewu. Albo z Sandomierza lub Kazimierza Dolnego do Łomianek albo jeszcze dalej. My już wiemy, że to wspaniała forma spędzania czasu i przede wszystkim przygoda, teraz chcemy zachęcić innych.
A. K.: A nie boi się pan, że ktoś ukradnie wam pomysł?
M. Ch.: Wręcz przeciwnie, zachęcamy do tego! My sami nie jesteśmy w stanie zrealizować tego pomysłu i dlatego szukamy partnerów nie tylko w innych gminach, ale i w Łomiankach.
A. K.: Regionalne Stowarzyszenie Promocji Łomianek i miesięcznik Nasze Łomianki zgłaszają się na ochotnika…
M. Ch.: Dziękuję! Liczyłem na to. Czekamy na następne organizacje z Łomianek. Im będzie nas więcej, tym lepiej.
A. K.: Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesu w tworzeniu Wiślańskiego Szlaku Turystycznego, pomysł wspaniały, będziemy was wspierać.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz