Rozmowy przy płocie

O Łomiankach i nie tylko rozmawiają Hipolit Tutejszy i prezes Jan Wielkomiejski

– Dzień dobry panie Hipolicie, a cóż to się stało, że pan taki zasapany?

– A co to, pan prezes nie zauważył, że już wiosnę mamy? Porządki trzeba robić, liście palić, grządki kopać…

– A pan znowu swoje… Kto słyszał, żeby palić liście. Trzeba je kompostować. Palić nie wolno, jak ktoś zadzwoni do Straży Miejskiej, to pan jeszcze mandat zapłaci.

– A co to, panu prezesowi na kablowanie się zebrało?

– Mnie nie, ale mogą się znaleźć tacy, co zadzwonią i jak pan będzie wyglądał?

– Ja będę wyglądał normalnie. Gorzej ten, co zakabluje…

– Panie Hipolicie, chyba się nie rozumiemy. Proszę mnie zrozumieć, że nie chodzi o to, żeby pochwalać donosicielstwo, bo się nim brzydzę, ale o pewną postawę społeczną. Straż Miejska czy Policja są od tego, aby nasze bezpieczeństwo i jakość życia były lepsze – prawda?

– Teoretycznie tak…

– A przecież niemożliwe jest, aby na każdej ulicy przez całą dobę stali strażnicy. Dlatego każdy obywatel widząc, że dzieje się coś złego, powinien zawiadomić Straż Miejską i poprosić o interwencję. To nie jest donosicielstwo, panie Hipolicie. Na całym świecie taki system zdaje egzamin, to i u nas można go zastosować.

– Teoretycznie ma pan rację, panie prezesie. Ale jest, jak to się mówi, pewne ale. Taka metoda może jest dobra w innych krajach, ale nie u nas. Popatrz pan, jak to jest na naszej ulicy, ale tam troszkę dalej. Jak się sąsiedzi nie lubią, to pod byle pretekstem kablują na siebie do Straży Miejskiej i wykorzystują „służby” do własnych porachunków. Nie wiem jak panu, panie prezesie, ale mnie to nie pasuje. Mnie tak wychowano, że donoszenie na innych to draństwo.

– No cóż, w pewnym sensie ma pan rację. Nawet domyślam się, jakie są powody takiej postawy. Przez wiele lat braku prawdziwej demokracji i samorządności uważaliśmy państwo i dobro wspólne za coś abstrakcyjnego i zupełnie obcego. Współpraca z takim państwem przeciwko innemu obywatelowi budziła silny opór, pachniała wręcz kolaboracją. Może dlatego starszym pokoleniom się źle kojarzy?

– Nie wiem, panie prezesie, ale z drugiej strony masz pan trochę racji. No bo co, na ten przykład mam zrobić, gdy widzę, jak idzie jakaś obca paniuśka z pieskiem na smyczy i spokojnie podprowadza go pod furtkę sąsiada, żeby sobie psina rąbnęła kupkę? Mam ją obsztorcować przez okno? Pewnie mi odwinie i będzie pyskówka na sto procent, a ja sercowy jestem… Zresztą obcego to jakoś może łatwiej… Ale znajomka to chyba nie wypada?

– Panie Hipolicie! A wypada źle postępować?

– No nie wypada, ale żeby zaraz na sąsiada kablować… Nie, to nie dla mnie. Owszem, mogę go lekuchno w żartach podkręcić i dać mu, jak to mówią, do zrozumienia. Ale zakablować, nie.

– Panie Hipolicie. O to właśnie idzie, aby nie być obojętnym. Zwrócenie uwagi znajomemu czy sąsiadowi jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż zawiadomienie Straży Miejskiej, bo nie prowadzi do konfliktu. Najgorsza jest obojętność, bo to wstęp do bezkarności.

– Uuu! Ale pan prezes dzisiaj z grubej rury wali, że tak powiem. Porozmawiajmy może o kwiatkach albo o ptaszkach, bo niemiłosiernie świergolić zaczynają.

– Panie Hipolicie, ja mówię o poważnych sprawach, a panu ptaszki w głowie…

– Poważnych spraw to ja mam, panie prezesie, powyżej uszu. Codziennie albo koalicjanci się kłócą, albo jakiegoś kabla z przeszłości wyciągają, albo jeden z drugim nagrywają się potajemnie i fru z tym do gazety. Jak na to wszystko patrzę, to mi się… No nie będę się wyrażał. Jak tak ma wyglądać demokracja to ja dziękuję…

– To nie demokracja winna, tylko ludzie, panie Hipolicie. Ale zgadzam się z panem, że obecna sytuacja jest, mówiąc oględnie, dla społeczeństwa męcząca i łatwo poczuć się zdezorientowanym. A co tam w Łomiankach?

– A nic takiego. Chociaż nie! Rada Miejska zlikwidowała opłatę adiacencką. Uchwalili na ostatniej sesji stawkę 0%.

– Ooo! A jednak… Trzeba przyznać, że tak obiecywali przed wyborami. Ale nie wiem, panie Hipolicie, czy to jest dobre rozwiązanie. Taka opłata to przecież konkretny dochód dla gminy…

– Panie prezesie, a tak mówiąc ludzkim językiem, to co to jest dokładnie ta opłata adiacencka?

– Jakby to panu powiedzieć… Posłużę się przykładem. Jak gmina wybuduje na naszej ulicy kanalizację to wartość naszych posesji wzrośnie, prawda? Wtedy gmina ma prawo zażądać od nas do 50% kwoty, o którą wzrosła wartość naszych nieruchomości. Rozumie pan?

– No niby rozumiem… Ale to trochę dzielenie skóry na żywym niedźwiedziu. Co z tego, że wzrośnie wartość mojego domu, skoro ja go nie zamierzam sprzedawać? A zresztą, panie prezesie, niech mi pan powie, za czyje pieniądze gmina tę kanalizację zbudowała? Zrzutkę z urzędniczych pensji zrobili? Nie! Gmina wydaje przecież tylko te pieniądze, które zbierze od nas. Czyli, tak na mój rozum, to podatek od podatku… Coś mi tu nie gra…

– Późno się robi, panie Hipolicie, a to trudny temat. Może pogadamy o tym następnym razem, bo chyba warto.

– A pewnie, że warto, a z panem prezesem w szczególności. Muszę pomyśleć na spokojnie o tej opłacie, bo to ciekawa sprawa. Dobranoc, panie prezesie.

Sylweriusz Bondziorek

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.