O Łomiankach i nie tylko rozmawiają Hipolit tutejszy i prezes Jan Wielkomiejski
– Panie prezesie! Hop! Hop!
– O! pan Hipolit znów za krzakami na murku siedzi…
– Ale na poduszce… Żeby wilka nie złapać. Posłuchałem rady pana prezesa i na murku nie siedzę, za przeproszeniem, gołym tyłkiem, tylko na lekko zdezelowanej poduszce, którą moja ślubna małżonka na wieczny odpoczynek do śmietnika skierować chciała.
– Bardzo słusznie panie Hipolicie, bardzo słusznie, bo służba zdrowia dalej strajkuje, więc o zdrowie musimy sami zadbać… Ale coś mi się wydaje, że ta poduszeczka raczej z innego powodu. Dużo chłodniej ostatnio…
– A co pan się taki dokładny zrobił, jak nie przymierzając księgowy jakiś…
– Panie Hipolicie… Księgowy musi być dokładny, i to co do grosza, bo jak nie jest to szybko przestaje być księgowym i zostaje podejrzanym, oskarżonym, i… najczęściej skazanym.
– Oj, jak to dobrze, że ja hutnikiem zostałem…
– No nie! Panie Hipolicie, nie jest tak źle. Dobry księgowy, albo raczej księgowa, bo ten zawód jest raczej opanowany przez kobiety, nie musi się niczego obawiać.
– Hop siup! Łatwo powiedzieć. Ja tam talentu do słupków nigdy nie miałem. I patrz pan, z matematyki byłem całkiem dobry, ale jak trzeba było te słupki dodawać, mnożyć, dzielić, to mi za każdym razem inny wynik wychodził. Nie, to nie dla mnie zawód.
– Ma pan rację, bo księgowy to nie tyko zawód to charakter. Moja księgowa jest w stanie wypatrzyć takie błędy na fakturze, na które ja bym godzinę się gapił i nic.
– ???
– Tak, panie Hipolicie, dobra księgowa to skarb…
– A cośmy się tak, panie prezesie, o tych księgowych rozgadali, jakby innych tematów nie było.
– No właśnie, panie Hipolicie, co tam w Łomiankach?
– Słuchy chodzą, że burmistrza chcą odwołać.
– Co?
– Nie mówi się co tylko kto, panie prezesie.
– No niechże mnie pana za słówka nie łapie. Ale, o co chodzi, bo nic nie rozumiem, przecież wybory były kilka miesięcy temu.
– No i co z tego, jak się źle wybrało, to się trzeba poprawić.
– Kto źle wybrał? Panie Hipolicie, niech pan przestanie żartować i szybko mówi, w czym rzecz.
– A coś pan taki w gorącej wodzie kąpany, panie prezesie. To trudna i skomplikowana sprawa. Muszę się zastanowić, jak ją panu wyłożyć.
– Nieważne jak… niech pan wykłada.
– Jest tak! Nowy burmistrz, znaczy się Pszczółkowski, w kampanii wyborczej mówił, że mu się wszystkie wersje trasy przez Łomianki nie podobają i wszystkie są do kitu. Prawda?
– Zgadza się, tak było.
– No. A teraz, znaczy się tak parę tygodni temu nasza obecna Rada Miejska podjęła uchwałę, że uchyla uchwałę poprzedniej Rady, że trasa ma lecieć po wale. Jasne…
– Zaraz, zaraz. Ale, co ma burmistrz do decyzji rady. Przecież to są dwa różne organy władzy samorządowej, Rada miejska jest organem uchwałodawczym a burmistrz wykonawczym. Burmistrz nie może ponosić odpowiedzialności za uchwały rady miejskiej!
– Teoretycznie masz pan rację, ale…
– Panie Hipolicie! Tu nie ma żadnego ale! A swoją drogą skoro poprzednia, nie wątpię, że demokratycznie wybrana rada uznała za stosowne poprzeć jedną z grup wojujących w Łomiankach, to następna może postąpić inaczej, prawda?
– Mnie pan nie przekonuj, panie prezesie. Powiedz pan to tym wojownikom spod znaku… No dobra, ugryzłem się w język na wszelki wypadek.
– Panie Hipolicie, mnie się pan nie musi obawiać. Zresztą zna pan moje poglądy w tej sprawie. Nasza rozmowa ma charakter prywatny i zostanie oczywiście między nami.
– No ma się rozumieć, panie prezesie.
– Dobrze, rozumiem, to znaczy dalej nie rozumiem, kto chce odwołać burmistrza?
– No jak Boga kocham! Panie prezesie, nie bądź pan dzieckiem! Przecież to proste jak drut kolczasty! Kto popierał drogę po wale? Kto przegrał wybory?
– Aaa! Rozumiem.
– Coś mi się wydaje, że pan prezes dalej nie łapie o co lata, że tak powiem. Pan posłucha, zwolennicy Sokołowskiego postawili na kampanię opartą na haśle obwodnica po wale. Wszystko postawili na jedną kartę i… przegrali. Ale teraz zwietrzyli szansę, może wojewoda wyda korzystną dla nich decyzję? Chcą organizować referendum!
– Przecież już było!
– No tak, ale ludzie je olali.
– Właśnie, czy ktoś się zastanowił, dlaczego tak się stało?
– Za wiele pan wymaga, panie prezesie. Gdy w grę wchodzą wielkie emocje i… pieniądze na zastanowienie brakuje miejsca.
– A już myślałem, że w końcu z tą drogą będzie spokój. A tu znowu wojna.
– I to na całego, panie prezesie. Moja ślubna jak się o tym dowiedziała, to ja dwa dni obiadu nie jadłem, bo taka wściekła była… Pierwszy raz w życiu ją w takim stanie widziałem. No właśnie, lecę, panie prezesie, bo lepiej z wulkanem nie igrać. Dobranoc.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz