Kanikuła, urlopy, wyjazdy. Wielu z nas odpoczywa. Są jednak i tacy, którzy z różnych względów ten czas spędzają w domu. I cóż im pozostaje – media, telewizja… a w niej same powtórki. Nie rozpieszczają nas stacje telewizyjne. „Czerwony październik” – film niewątpliwie znakomity, ale emitowany już chyba z osiem razy. Ileż można oglądać ten sam obraz?
Z innych powtórek zasługuje na uwagę „Ojciec Chrzestny” Coppoli. To znakomite dzieło, które przeszło do historii kina, a genialny Marlon Brando nadał „styl grania” wielkich „mafioso”. Potem wielu aktorów naśladowało już tylko jego styl, mniej lub bardziej udanie. Al Pacino w następnej części „Ojca chrzestnego” to też wielka kreacja aktorska. Wszystkie role w tej sadze mafijnej są świetne. Wielki Coppola udowodnił, że z każdego aktora potrafi wycisnąć maksimum jego możliwości. Cóż za reżyseria, zdjęcia, montaż. Jest to mistrz nad mistrzami!
Te filmy warte były powtórzenia. Są to dzieła ponadczasowe i należy przybliżać je młodszej publiczności. Świetne, wielkie kino! Telewizja publiczna z kolei powtarzała w późnych godzinach nocnych nasze polskie filmy. I cóż, okazuje się, że wiele z nich „trąci myszką”. Są jednak i takie, które zachwycają. Kieślowski i jego filmy – cóż za uczta duchowa! Wspaniały reżyser i świetni aktorzy. Mnie wzruszył i zachwycił film „Maria Angelika” z Zofią Mrozowską w roli głównej. Film opowiada o jubileuszu starszej, wspaniałej aktorki. Mówi o przemijaniu. Zofia Mrozowska (moja ukochana pani profesor ze Szkoły Teatralnej) znowu okazała się mistrzynią. Była znakomitą, wielką aktorką teatralną, obdarzoną niepospolitą urodą. To, co mnie zachwyciło w jej roli, to prostota wyrazu, prawda i niesłychane wyczucie kamery. Okazało się po latach, że wielkie aktorstwo przetrwa wszelkie mody, a pani profesor była przecież wielka nie tylko w teatrze, ale i w kinie. Był to koncert gry aktorskiej. Żałuję, że ówcześni reżyserzy filmowi tak mało wykorzystywali jej niepospolity talent. Cóż, chyba była za „szlachetna” jak na ówczesne siermiężne czasy.
Powtórka serialu „Alternatywy 4” okazała się strzałem w dziesiątkę. Okazuje się, że w Polsce byli reżyserzy, którzy (mimo cenzury) potrafili śmiać się z chorej rzeczywistości, jaka nas otaczała. Stanisław Bareja, jak nikt inny to potrafił. Co za rzemiosło! Po filmach fabularnych zrobił serial, i to jaki! Świetne dialogi, znakomita reżyseria i wspaniałe aktorstwo. Roman Wilhelmi – świetny. Jego role filmowe można porównać do największych osiągnięć gwiazd amerykańskiego kina. To wielki polski aktor. Cóż za charyzma, jaka siła przekonywania. Rola Dyzmy i Anioła utwierdzają nas w przekonaniu, że polskie kino miało wielkie indywidualności aktorskie i do nich niewątpliwie należał Roman Wilhelmi. Szkoda, że przedwczesna śmierć zabrała go nam w rozkwicie jego talentu. Zapewne pokazałby nam jeszcze wiele wspaniale zagranych ról.
Witold Pyrkosz w roli pijaczka i cwaniaka. Cóż za rzemiosło! Znamy go z serialu „M jak miłość”, ale jak on gra w „Alternatywy 4”! Czuje komedię, jest autentyczny i bardzo śmieszny. Nie dziwię się, że nowy serial, będący przedłużeniem starego, zszedł z anteny telewizyjnej. Zabrakło Barei i – niestety – wielkich aktorów czujących komedię.
Z innych programów uwagę moją przykuły wywiady z Agnieszką Osiecką przygotowane i przeprowadzone przez Magdę Umer. Niestety też emitowane w późnych godzinach nocnych. Agnieszka Osiecka, którą wszyscy kochamy, opowiadała o swoim życiu, dzieciństwie, rodzicach i dojrzałości. Jak wielką, wrażliwą osobowością była, pokazał ten program. Była „poetką życia”. Jesteśmy utalentowanym narodem, dobrze więc, że po latach sięgamy do tych najwybitniejszych i przypominamy ich dorobek. Przy zalewie popkultury, którą masowo serwują nam stacje komercyjne, telewizja publiczna pozwoliła na chwilę przystanąć i zastanowić się nad sensem życia. A propos popkultury. Oglądałam parę odcinków w TVN pt. „Projekt plaża”. I co? Porażające! Olivier Janiak i Kuba Wojewódzki pokazują nam, jaką to „wielką Europą” jesteśmy. Jak nasza młodzież szaleje w nadmorskich dyskotekach (zupełnie jak na hiszpańskiej Ibizie). Nie bądźmy „papugą narodów”. Panowie prowadzący spoceni, czasami chyba po drinku (kamera to wychwytuje). Żałosny, żenujący program, bez żadnej myśli przewodniej. Pan Olivier przechodzi sam siebie w kreowaniu swego wizerunku. Mężczyzna metroseksualny, nic dodać, nic ująć.
W TVP „Duże dzieci” i Wojciech Mann. Świetny program dla dzieci i dorosłych. Prowadzący kulturalny, dzieci zachwycające. Bliźniacy posługujący się językiem ludzi wykształconych. Niejeden dorosły nie umie tak posługiwać się językiem polskim, jak ci dwaj chłopcy. Program świetny, śmieszny i skłaniający do myślenia. Jeśli rośnie nam takie pokolenie, to dobrze. Może wreszcie coś się zmieni w relacjach międzyludzkich, bo w polityce takiego „kabaretu” jeszcze nie mieliśmy. Jest to właściwie temat na scenariusz filmowy, niestety tragikomiczny.
Co przyniesie jesień? Na pewno dużo nowych wrażeń w polityce. W telewizji zobaczymy nowe polskie seriale i nowe programy rozrywkowe. Oby były ciekawe i choć na chwilę oderwały nas od codzienności.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz