Rozmowy przy płocie

O Łomiankach i nie tylko rozmawiają Hipolit Tutejszy i prezes Jan Wielkomiejski

– Halo! Panie prezesie, można prosić na słówko?

– Dzień dobry, panie Hipolicie. Czym mogę służyć?

– A nie, ja tak tylko chciałem trochę pogadać, bo pan prezes, człowiek jakby nie było bywały, może coś z tego wszystkiego rozumie, bo ja nic!

– Ale o co chodzi, panie Hipolicie?

– No jak to, o co? Nie słyszysz pan, co się w tej naszej polityce dzieje? Normalny dom wariatów … Nie ma dnia, żeby jakiejś nowej afery nie było.

– Ja, panie Hipolicie, dzięki Bogu politykiem nie jestem, nie byłem i nie będę. A wie pan dlaczego?

– ???

– Bo się na polityce nie znam!

– Eee… Panie prezesie, a oni, niby ci politycy, to się może znają, co? Oni tak się znają na polityce jak krowa na pędzeniu bimbru… Im się, za przeproszeniem pana prezesa, wydaje, że polityka polega na gadaniu głupot w telewizji. I mizdrzy się taki jeden z drugim do kamery, że się… wymiotować chce.

– Spokojnie panie Hipolicie, szkoda pańskiego zdrowia. A przecież ze służbą zdrowia dalej u nas kiepsko, więc trzeba się oszczędzać.

– No właśnie! Popatrz pan jak znów na lekarzy naskoczyli, bo jednego złapali na braniu łapówki. Amerykę odkryli, psia ich nędza, że lekarze w szpitalach biorą w łapę…

– Panie Hipolicie, to chyba dobrze, że z łapownictwem walczą.

– A czy ja mówię, że źle? Trzeba z tym draństwem walczyć, tylko nie takimi, za przeproszeniem, bolszewickim metodami. Ja panie prezesie wiele w życiu widziałem i takie akcje, jak ta z tym doktorkiem, to mi na kilometr śmierdzi pokazówką, jak za komuny…

– Ale patologie trzeba przecież zwalczać wszelkimi środkami!

– Taak? A pamięta pan prezes, jak nie tak dawno na konferencji prasowej pan minister mówił o aferze z wieszaniem prawie darmo plakatów Tuska. Były niby dowody i święte oburzenie… i co? Nici z tego wyszły. Okazało się, że dowodów żadnych nie ma, a autor tej sensacji za wszystko beknie w sądzie, ale aferę w telewizji zrobili…

– Jeśli mam być szczery, panie Hipolicie, to też mi się akcja z tym lekarzem niespecjalnie podoba. Obawiam się, że władze chcą nam w ten sposób pokazać, że coś robią i odnoszą sukcesy.

– Panie prezesie, ja za stary wróbel jestem na takie numery… Absolutnie jestem za tym, żeby łapowników wsadzać do więzienia, ale to trzeba robić, a nie przeprowadzać telewizyjne transmisje z aresztowania i konferencje prasowe.

– Ministrowi przecież nie można odmówić woli walki z patologiami. Z sondaży wynika, że społeczeństwo jego pracę odbiera bardzo dobrze.

– Panie prezesie, ja też uważam, że mimo młodego wieku jest w tym rządzie jednym z lepszych ministrów, ale niech robi to na czym się zna… tak jak nie przymierzając pan prezes.

– Tak, panie Hipolicie, ale każdy minister to nie tylko fachowiec od czegoś tam, ale przede wszystkim polityk. A dla polityka najważniejsze są cele… polityczne, które dla przeciętnego obywatela są najczęściej mocno niejasne i koło się zamyka.

– Teraz nie koło się zamyka, tylko lekarzy. Ciekawe, która profesja będzie następna. No bo tak, byli już adwokaci, notariusze, komornicy, dziennikarze… Dobrze, że się emerytowanych hutników nie czepiają… Za komuny to wszystkiemu byli winni badylarze, spekulanci i… kelnerzy.

– Widzę, że humor mimo wszystko pana nie opuszcza…

– A co nam zostało, panie prezesie. Tyle naszego, że sobie troszeczkę pożartujemy.

– Podobno śmiech to zdrowie…

– No niby tak, ale wracając do poważniejszych tematów, powiem panu, że na ostatniej sesji naszej rady. Znowu sesja była taka szybka, że ludzie na widowni ledwo kapoty zdjęli i usiedli a już był koniec…

– Żarty się pana trzymają, panie Hipolicie.

– No może troszeczkę, ale ja chciałem, o czym innym. Po sesji jeden facet przedstawił coś w rodzaju… brakuje mi słowa.

– Raportu.

– O to, to. Raport o naszej kanalizacji. Panie prezesie, gościu nawijał chyba ze trzy godziny. Przyznam, że nie byłem do końca, bo mi się przepustka od ślubnej małżonki skończyła i wolałem nie ryzykować kolejnej awantury. Mówił ciekawe rzeczy. Nie wszystko skapowałem, ale przyjemnie było go słuchać. Zresztą, co ja będę panu opowiadał, pewnie pan sobie znajdzie ten raport w tym, no, Internecie i się przkona, że tak powiem osobiście.

– Bardzo chętnie bym to zrobił. Panie Hipolicie… tylko skąd wziąć na to czas.

– A tego to ja już nie wiem. U mnie czasu mnogo, ale dieńgów niet, jak to ruskie mówią. A u pana prezesa pewnie na odwrót, każdy ma swoje problemy. Ale czas iść do chałupy, bo się ciemno robi. Dobranoc, panie prezesie.

– Dobranoc, dobranoc.

Rozmowę spisał – Sylweriusz Bondziorek

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.