Viola Śpiechowicz, projektantka mody, przez wiele lat współwłaścicielka firmy „Odzieżowe Pole”. W grudniu otworzyła własną pracownię w Łomiankach, gdzie tworzy właśnie kolekcję wiosna-lato. Projektuje ubrania na zamówienie dla wielu znanych aktorek i piosenkarek, m.in. dla Danuty Stenki, Haliny Frąckowiak, Natalii Kukulskiej, Małgorzaty Potockiej czy Anny Marii Jopek.
Spośród wielu przyznanych jej nagród, najbardziej ceni sobie:
• Krytycy i obserwatorzy mody z magazynu ELLE przyznali jej w 2003 roku TROFEUM ELLE.
• W tym samym roku otrzymała nagrodę kolejnego prestiżowego pisma TWÓJ STYL DOSKONAŁOŚĆ MODY.
• Najtrudniej jest zdobyć uznanie własnego środowiska, ale Viola Śpiechowicz sprostała wyzwaniu, otrzymała tytuł PROJEKTANTA ROKU 2003 przyznawany przez Krajową Izbę Mody.
Agata Żbikowska: Od kiedy zajmujesz się projektowaniem mody?
Viola Śpiechowicz: Zajmuję się projektowaniem od dłuższego czasu. W sumie trudno to policzyć, bo już podczas studiów pracowałam jako projektant. Na ostatnim roku robiłam dyplom z malarstwa i jednocześnie pracowałam w firmie odzieżowej. Tam opracowywałam pierwsze modele wzorcowe. Projektowaniem interesowałam się od zawsze. Nauczyłam się zawodu od mojego wujka, który był konstruktorem i projektantem. Obserwowałam jego pracę. Nie skończyłam nigdy żadnej szkoły krawieckiej ani projektowania ubioru, tylko malarstwo. Ale zawsze potrafiłam konstruować i przez całe swoje dziecinne i dorosłe życie coś tam szyłam, sama projektowałam, robiłam różne przeróbki, cięłam stare sukienki i tworzyłam z nich nowe, przerabiałam ubrania koleżankom. Przez trzynaście lat byłam współwłaścicielką i projektantką firmy Odzieżowe Pole. Dwa lata temu odeszłam od marki i postanowiłam otworzyć pracownię pod własnym nazwiskiem. W Łomiankach, przy ulicy Kolejowej zorganizowałam wzorcownię, w której przygotowuję modele do produkcji seryjnej i realizuję zlecenia indywidualne.
A. Ż.: Jak trafiłaś do Łomianek?
V. Ś.: Wybraliśmy Łomianki jako to miejsce, które jest odpowiednie dla nas do mieszkania, po odrzuceniu najróżniejszych koncepcji tego, co powinniśmy robić w życiu, łącznie z przeniesieniem się za ocean lub do Azji. Ponieważ ciągle nie mogliśmy się zdecydować, postanowiliśmy chwilowo coś wynająć. Uznaliśmy, że ten rejon na mieszkanie jest najbardziej odpowiedni, ze względu na bliskość Puszczy i dobrą komunikację z Warszawą. To, że jesteśmy jednocześnie poza miastem, ale w każdej chwili możemy dojechać do Centrum, bardzo nam odpowiada. Było to niezwykle ważne przy podejmowaniu decyzji, bo mam tendencję do uciekania z miasta, a z drugiej strony jestem od niego zależna. Muszę w nim bywać albo muszę przyjmować gości z Warszawy, więc nie mogłam tak całkiem uciec. Wprowadziliśmy się „na chwilę”, tylko na okres przejściowy, a mieszkamy tu już trzy lata i nie zamierzamy się wyprowadzać.
A. Ż.: Jak to się stało, że zdecydowałaś się przenieść miejsce pracy do Łomianek? Nie bałaś się, że ludzie nie będą chcieli tu przyjeżdżać?
V. Ś.: Szukałam gdzie indziej, w różnych rejonach. Rozważałam wszystkie za i przeciw. To miejsce okazało się pod wieloma względami najlepsze z możliwych. Bardzo mi odpowiadało to, że nie musiałam daleko dojeżdżać do pracy. Nie miałam potrzeby bycia w „tyglu”, dlatego nie ciągnęło mnie do Warszawy. Tu jest na tyle blisko, na tyle szybko się dojeżdża, jeśli nie ma korków, że moi klienci mogą w miarę szybko dotrzeć. Ponieważ do mnie rzadko trafiają osoby z ulicy, nie muszę mieć showroomu przy Marszałkowskiej, wystarczy mi pracownia w spokojnym miejscu.
A. Ż.: A czy każdy może przyjść do ciebie do pracowni i zamówić sobie ubranie na miarę?
V. Ś.: Tak. Ja bardzo lubię projektować na zamówienie. To mnie inspiruje, bo osoba, która do mnie przychodzi, żeby coś zamówić, ma określony charakter, osobowość. To powoduje, że wymyślam rzeczy inne, które wcześniej nie przyszły mi do głowy. Taka osoba jest dla mnie prowokacją do poszperania w wyobraźni. Niestety mam na to ograniczony czas, ponieważ praca nad kolekcją sezonową bardzo mnie absorbuje.
A. Ż.: Jaki typ ubrań robisz na zamówienie?
V. Ś.: Szyję na przykład suknie ślubne. Moje projekty zazwyczaj bardzo się różnią od tych, które są w salonie. Robię suknie wizytowe, balowe i ubrania sceniczne, potrzebne do teledysków czy wystąpień na scenie.
A. Ż.: Czy swoją pracę traktujesz jak sztukę?
V. Ś.: Projektowanie, wymyślanie ubrań jest dla mnie z jednej strony czymś oczywistym, jak oddychanie. Ale jest to również w moim pojęciu sztuka. Gdybym tego nie robiła, to miałabym potrzebę wyżywania się artystycznie w inny sposób – malując lub rzeźbiąc. Bardzo żałuję, że nie mam czasu na malowanie. Ale mam potrzebę spełniania się artystycznego i to, co robię, jest tego wyrazem.
A. Ż.: A co cię inspiruje w pracy?
V. Ś.: Myślę, że wszystko. Cały otaczający świat. Nie potrzebuję jakichś bardzo silnych inspiracji, czasem wystarczy, że ktoś do mnie przyjdzie i sobie z nim miło pogadam. To mi da impuls do dalszej pracy. Czasami jest kapitalna pogoda, albo obejrzę film, który głęboko zapadnie mi w pamięć. Inspiruje mnie normalne życie, relacje między ludźmi, muzyka, której słucham, obrazy, które oglądam. Często jest tak, że nie działa od razu, dopiero po jakimś czasie wraca do mnie to, co zobaczyłam czy usłyszałam i dopiero wtedy powstaje projekt. Do stałych inspiracji należy także sztuka wschodu, która od zawsze wydaje mi się wyjątkowo atrakcyjna i tak już chyba zostanie. To wypływa również z mojej filozofii życia.
Natomiast, kiedy pracuję nad kolekcją, dochodzą jeszcze dodatkowe aspekty. Często fascynuje mnie tkanina i chociaż ona nie pasuje strukturą na przykład do kimona, to i tak uszyję z niej kimono. Do tego dorzucę klimaty wzięte z lat 70. lub ze średniowiecza. Dopiero wtedy czuję satysfakcję, kiedy ten mix wydaje się oczywisty. Dlatego moje rzeczy często są połączeniem wielu stylów i nurtów. Jednocześnie lubię rzeczy proste i wolę, jak czegoś jest za mało niż za dużo. Zrobienie czegoś prostego, a jednocześnie oryginalnego czasami okazuje się bardzo ciężkim zadaniem.
A. Ż.: Co ci się podoba w Łomiankach, a co chciałabyś zmienić?
V. Ś.: Co mi przeszkadza… Mogłabym powiedzieć o nieatrakcyjnej architekturze i złych decyzjach dotyczących zabudowy, ale nie-wiele można w tej materii zmienić, w każdym razie nie w tej chwili. Druga rzecz, która zdecydowanie przeszkadza mnie i moim klientom, to nagromadzenie najróżniejszych reklam, które wchodzą na siebie i są umieszczone bez ładu i składu. Nie ma żadnej zasady umieszczania reklam, są na drzewach, słupach, otaczają nas zewsząd i powodują dezinformację.
Poza bliskością Puszczy, o której już mówiłam, bardzo podoba mi się to, że wszystko można załatwić na miejscu. Podczas urządzania pracowni często okazywało się, że czegoś nagle potrzebowałam i nigdy nie było problemów ze zdobyciem tego. Nawet jeśli to była jedna śrubka, albo klamka – wszystko można było od razu kupić, bez konieczności jeżdżenia po mieście, do dużych supermarketów, gdzie traci się masę czasu. Chyba po prostu odpowiada mi taki wymiar małego miasteczka, może dlatego, że sama z takiego pochodzę… Chciałabym się tu osiedlić docelowo, kupiliśmy siedlisko nad Wisłą, które chcielibyśmy przebudować i stworzyć tam ognisko twórcze. Tak więc zanosi się na to, że zostaniemy w Łomiankach na wiele lat.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz