Jesteśmy na bardzo wytwornym przyjęciu. Są pyszne przystawki, wreszcie podają równie pyszną zupę. Jeden z młodych kolegów pyta w pewnym momencie: – Dlaczego, kiedy kończy się wybierać zupkę z talerza, przechyla się ten talerz w kierunku stołu? Na to pan Dodek (Adolf Dymsza) – Panie kolego! – Bo lepiej jest oblać czyjś obrus niż własne spodnie…
Jesteśmy na bardzo wytwornym przyjęciu. Są pyszne przystawki, wreszcie podają równie pyszną zupę. Jeden z młodych kolegów pyta w pewnym momencie: – Dlaczego, kiedy kończy się wybierać zupkę z talerza, przechyla się ten talerz w kierunku stołu? Na to pan Dodek (Adolf Dymsza) – Panie kolego! – Bo lepiej jest oblać czyjś obrus niż własne spodnie…
Byliśmy na występach w USA i Kanadzie z programem: „Pięćdziesiąt lat polskiej piosenki”. Dość silna grupa artystów – Mieczysław Fog, Maria Koterbska, Rena Rolska, Helena Majdaniec, Marian Jąkajtis, Dana Lerska, Czesław Majewski, zespół muzyczny Włodzimierza Wandera i moja skromna osoba. Było to na początku lat 70. Na trasie koncertowej znalazł się Nowy Jork. Po którymś spektaklu nasz amerykański impresario Jan Wojewódka zaprosił nas do restauracji „Artist” w Down Town, gdzie w rolach kelnerów występowali artyści operowi z całego świata. Głosy takie, że drżyjcie teatry operowe na wielu kontynentach. Między innymi i nasz! Przedwojenny bas z Opery Lwowskiej Paweł Prokopieni, który przywędrował do Stanów z Armii gen. Andersa. Biesiadujemy i w pewnym momencie podchodzi do nas wytworny pan we fraku i serwuje nam gorący poncz. Rozpoznajemy „Pawłuszę” (tak nazywali koledzy), i za chwilę „wali” niesamowitym, tubalnym głosem arię Skołuby ze „Strasznego Dworu” Moniuszki. Oczywiście otrzymał ogromne brawa nie tylko od nas, ale i od całej sali. Zobaczyliśmy łzy wzruszenia u artysty. Po chwili równie pięknie zaśpiewał „Czerwone maki”. Wszyscy wstaliśmy i śpiewaliśmy z artystą. Nie za bardzo się to podobało naszemu „opiekunowi” z PAGR-tu (Polska Agencja Artystyczna). Po tym wspaniałym popisie wokalnym „Pawłusza” zapytał:
– No jak, podobało się?
– Wykrzyknąłem – było wspaniale!!
– Syńciu (tu mnie uściskał), a jest u was taki bas Ładysz?
– Oczywiście, że jest!
– Ale ja jestem lepszy od niego.
– No pewnie!
– Syńciu, masz ode mnie „Parkera” (światowej marki wieczne pióro ze złoconą stalówką), tylko mów wszystkim w Polsce, że Prokopieni jest lepszy niż Ładysz. Niestety artysta nigdy do kraju nie wrócił…
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz