Kultura a media

W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami wręczania „Wiktorów”, statuetki nagradzającej dokonania osób związanych z mediami. Galę prowadził (sprawnie) Maciej Orłoś, który też został obdarowany tą nagrodą.
„Wiktory” w tym roku były mniej uroczyste, skromniejsze. Było stosunkowo mało nominacji, ale to, co najbardziej uderzało to nazwiska gwiazd. Od jakiegoś czasu ciągle te same!

Nie będę opisywała całej uroczystości, skupię się na tym, co rzucało się w oczy. Tomasz Lis zebrał dwa „Wiktory”. Pierwszego wręczyła mu Hanna Smoktunowicz. I cóż, ta prezenterka „Wiadomości”, pewna siebie na wizji, nagle na estradzie była tak nieporadna, że aż żal było patrzeć. Kręciła się, nerwowo chrząkała! Nie wiem, co było powodem takiego zachowania, może fakt, że to ona właśnie wręczała „Wiktora” swojemu… partnerowi. Sprawy państwa Lisów są znane w całej Polsce i dużą niezręcznością było powierzenie pani Hannie tej roli.
Alicja Resich-Modlińska znów popełniła gafę. Raz już to zrobiła, gdy wypowiedziała się na wizji na temat złego wizerunku bardzo dobrych dziennikarzy (a oni walczyli ze śmiertelną chorobą). Tym razem, przy wręczaniu „Wiktorów” zamieniła nazwisko jednego ze znanych, nagradzanych dziennikarzy Tomasza Sekielskiego na Siekielskiego. Czyżby pani Alicja nie oglądała programów innych stacji telewizyjnych?
Ucieszył mnie „Wiktor” dla Krzysztofa Kolbergera, znakomitego artysty i dzielnego człowieka. Kolejną statuetkę otrzymał Wojciech Mann. Jest on wielką osobowością telewizyjną! Zachwyca jego ogromna kultura bycia, wdzięk, wielka skromność i znakomite przygotowanie zawodowe. W czarujący sposób prowadzi program z dziećmi pt. „Duże dzieci”.
Rozśpiewała się nam Polska! A to dzięki Festiwalowi Polskiej Piosenki w Opolu. „Premiery” i „Debiuty” przebiegały bez specjalnych wrażeń. Młodzi piosenkarze (i nie tylko), mają okropną manierę bicia rytmicznego w ręce, zachęcając publiczność do śpiewania z nimi piosenek. Publiczność nie jest „głupia” i nie potrzebuje zachęty. Jeśli artysta jej się podoba od razu daje o tym znać bijąc brawa. Nie pomoże podskakiwanie i namawianie do wspólnej zabawy. Trzeba najpierw pokazać swój kunszt, a tego niestety w większości brakuje młodemu „narybkowi” naszej estrady muzycznej.
W tych koncertach były osoby warte zapamiętania. Hanna Stach – rokuje dobrze, śpiewa czysto, nowocześnie. Otrzymała zresztą nagrodę za „Najlepszą piosenkę”. Patrycja Markowska – zdobywczyni I miejsca, która posiada niewątpliwy talent estradowy. Niepokoi mnie tylko zbyt „gardłowe osadzenie głosu”, powinna nad „wyciągnięciem głosu do przodu” popracować, bo potem mogą być problemy ze strunami głosowymi.
W „Debiutach” niewątpliwie (na tle panującej szarzyzny) wyróżniała się i została nagrodzona Anna Józefina Lubowiecka. Jest ona kobietą utalentowaną, obdarzoną dobrym głosem i interesującą. Myślę, że jeszcze nie raz o niej usłyszymy.
Zachwycił mnie nie nagrodzony zespół „Big Stars” z Lorą Szafran. Ich piosenka „Słaba płeć” w wykonaniu tych trzech potężnych „puszystych” kobiet była znakomita i wspaniale zaśpiewana. Te kobiety czują muzykę i czują estradę. W tym samym koncercie podobał mi się także Mieczysław Szcześniak w piosence „Bajka ci to je”. Zarówno Lora Szafran, jak i Mieczysław Szcześniak są już dojrzałymi i znanymi wokalistami.
Koncerty „Premiery” i „Debiuty” poprowadzili: – kulturalny Artur Orzech i Tatiana Okupnik, która pierwszy raz pokazała się w tej roli i dała sobie radę! Miała wdzięk, prostotę i profesjonalizm.
Sobotni koncert „Super jedynki” był bardzo dobry. Brawa za pomysł reżyserski! Zetknięcie dwóch generacji piosenkarskich, wielkich gwiazd polskiej estrady z młodzieżą było strzałem w dziesiątkę. Mogliśmy porównać warsztat obu występujących grup. Mijają lata, mijają piosenki, ale profesjonalizm zostaje! Ze starej gwardii zachwycił mnie Jerzy Połomski. Co za klasa! Jaka osobowość,
jaki głos i jakie podawanie tekstu. Uczcie się młodzi od mistrza. A jeszcze jak wygląda… Niejeden młody człowiek mógłby mu pozazdrościć. Brawo panie Jerzy!
Obejrzeliśmy także świetnie śpiewających Alicję Majewską, Tadeusza Woźniaka, Ewę Bem i Zbigniewa Wodeckiego. Ten ostatni artysta w miarę upływającego czasu jest coraz lepszy. Wielka osobowość, nieprawdopodobna muzykalność! W całym tego słowa znaczeniu Super Star polskiej estrady.
A teraz parę słów o nowym pokoleniu piosenkarzy. Nagrodę za „Teledysk roku” otrzymał pan Stachursky. Ciągle zastanawiam się, na czym polega fenomen jego popularności? Niemrawy, ciężki na estradzie mężczyzna, nie najlepiej ubrany (pomarańczowe buty do szarego garnituru?). A w dodatku źle wymawiający pewne wyrazy. Nie mówi się majestro tylko maestro.
Wokalistką roku została okrzyknięta Gosia Andrzejewicz. Ta panna klaskała, zachęcała do śpiewania, klęczała na scenie. Jedna z piosenek zaśpiewała nawet w obcym języku (chyba hiszpańskim). Niestety dysponuje ona bardzo małym głosikiem. Śpiewa krótkimi frazami (brak prawidłowo wypracowanej przepony), łapie krótkie oddechy, które słychać. Wyraz artystyczny nijaki. Jeśli zabłyśnie, to jeszcze szybciej zgaśnie, jak wielka gwiazda jednego sezonu. Czy nie mamy w Polsce lepiej śpiewających kobiet, którym należało przyznać tę nagrodę?
Za płytę „Polski pop” został uznany utwór Piotra Rubika i Zbigniewa Książka „Psałterz wrześniowy”. I tu popełniono nietakt! Młody, śpiewający w tym utworze człowiek wymienił wszystkich biorących udział w tym przedsięwzięciu, pomijając najważniejszych twórców – autora i kompozytora. Na szczęście Tomasz Kammel poinformował publiczność o autorach płyty.
„Przebojem Roku” została ogłoszona piosenka zespołu anglo-rosyjskiego, która poległa na Festiwalu Eurowizji. Czyżby organizatorzy chcieli udowodnić, że to właśnie ci młodzi ludzie, w dodatku śpiewający po angielsku, są najlepsi i wykonali najlepszą piosenkę? Co do tego mam duże wątpliwości.
Koncert prowadził Tomasz Kammel. Jest on nie tylko świetnym prezenterem, ale i konferansjerem. Wspaniale potrafił zapanować nad publicznością, co na festiwalu nie jest sprawą łatwą. Ma temperament sceniczny, świetnie wygląda i włada piękną polszczyzną.
Festiwal Opolski zakończył koncert poświęcony twórczości Seweryna Krajewskiego. Była to wielka uczta duchowa. Co za szlagiery! Jaki wspaniały dorobek twórczy tego artysty. Sewerynie! Dziękujemy Ci za Twoją muzykę, wrażliwość, słowiańskość i polskość. Okazuje się, że dzięki Twoim utworom nie jesteśmy „papugą narodów”.
Koncert znakomicie poprowadził Andrzej Poniedzielski. Wszyscy śpiewający artyści dali z siebie maksimum swoich możliwości. Znakomita reżyseria Krzysztofa Jaślara, konsekwentna, czysta.
Tegoroczny Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu był udany, a dzięki koncertowi poświęconemu twórczości Seweryna Karajewskiego stał się nie tylko dużym wydarzeniem artystycznym, ale i duchowym.

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.