Wielkie Brawa!

Na początku pytanie: Jak w tym roku przywita publiczność prowadząca program wesoła para Okupnik i Orzech? Tak, tak! Przywitała bardzo serdecznie! Potem pan Orzech wyjaśnił, że amfiteatr „od kilku lat będzie remontowany” i zaczęło się. Początek był niezły i rokował. Trzy niezawodne białe Murzynki tworzące pod wodzą Lory Szafran puszystą grupę „Big Stars” dały czadu. Potem było gorzej. Program wypełniony do znudzenia powtarzanymi niby muzycznymi frazkami przebiegał bez wrażenia. Prowadzący co i rusz wołali „wielkie brawa”, ale niezawodna publiczność opolska reagowała grzecznościowo, a pod koniec drugiego dnia trwania imprezy nie dawała już znaku życia co owocowało powstawaniem kłopotliwych sfer ciszy między utworami. Już czaił się klops.

Trudno omawiać ten słaby program. Wyróżnił się jednak artysta Rozynek. Był słabszy nawet od Piaska, ale chociaż chłop bystry, co dało się zauważyć w jego wypowiedzi zakulisowej, śpiewać musi. Coś go pewnie w tym kierunku gna. Zaś najlepsza była panna Markowska o światowym imieniu Patrycja. Dała pieśń melodyjną w zapomnianym obecnie stylu dawnych festiwali w San Remo pod tytułem „Świat się pomylił” i bez trudu wygrała konkurs Premier. To dobry znak, melodia wraca do łask. Był też „Kryształowy Kamerton” – nagroda zawodowców, czyli w tym wypadku członków ZAKR-u. Nasz przedstawiciel – prezes Boguś Nowicki przeliczył esemesy, ubrał się elegancko, pewnym krokiem wszedł na estradę i wręczył trofeum młodej uczestniczce konkursu, pannie Hannie

Stach. Laureatka – podobnie jak publiczność – była zaskoczona. Ale ona wzorowała się wizualnie na Brodce oraz melodycznie na Whitney Houston, więc na pewno zasłużyła na to wyróżnienie. Ja też posłałem esemesa, ale na „Big Stars” i za ten czyn zostałem upomniany przez jednego z kolegów zawodowców. Wskazał on, że mój gust jest podejrzany, a jedyny wartościowy utwór na konkursie wykonał młody pan Mario Szaban. Tego pana pamiętam. Ale jego oblicze i cała postać przywodziła mi na myśl zbawcę narodów tow. Lenina i to do tego stopnia, że nie zauważyłem co śpiewał. Teraz żałuję, ale Mario i tak chyba by nie wygrał.

Na deser ukazało się prześliczne, średnio tępe oblicze Dody oraz jej wysokiej klasy amatorstwo. Też nie skomsumowałem treści prezentowanego dzieła.

W dalszym ciągu wieczoru zaznaczył się występ „Lady Pank”, który obchodził swoje dwudziestopięciolecie. Szef grupy Jan B. zamiast się cieszyć, niewdzięcznie skrytykował poziom transmisji telewizyjnej czym naraził się dyrekcji festiwalu. Następnym ważnym punktem imprezy było wręczenie Złotej Płyty za solowe dokonania Tatiany Okupnik, która w ten sposób zemściła się na porzuconym zespole „Blue Cafe”. Ta płyta została jednogłośnie skrytykowana przez prasę, ale to uwaga na marginesie.

Po przerwie na plan wkroczyli wyposażeni w trąby i puzony bracia Golec i gromko zawoławszy „wielkie brawa”, rozpoczęli Konkurs Debiutów. Usłyszeliśmy znane, stare kawałki, które zostały wybrane przez telewizję zapewne w celu niedopuszczenia do głosu amatorskiej chały. Może to i dobry manewr, ale z pewnością asekurancki. Tu główną nagrodę otrzymała Anna Lubieniecka. Wręczyła ją laureatce wyposażona w dziwne nogi, ugruntowana gwiazda Justyna S.

Drugi dzień festiwalu to „Superjedynki”. Po raz kolejny okazało się, że publiczność lubi i pamięta stare piosenki. Były też „momenty”. Gosia Andrzejewicz, laureatka, prawdopodobnie idąc za ciosem Justyny S., zaprezentowała (dobre) nogi, zaś Halina Frąckowiak, właścicielka najpiękniejszych nóg wszechfestiwali, przeciwnie – schowała je w spodniach, przez co nie mogliśmy ich podziwiać. A przez cały czas trwania programu jego ozdobą był młody, dobrze przygotowany chór. Nad nim, jak za mgłą, unosiła się jakaś postać… Sądząc po grzywie anielskiej – musiał to być Rubik.

Były też strachy. Straszyła po każdym kawałku statuetka pamiątkowa „Superjedynki”. Miała ona jedno oko i – wyrafinowana w formie – na pewno była adresowana do bardzo wyrobionego widza…

Aż przyszła godzina 23.13. O tej porze na estradzie ukazała się, a właściwie zjawiła, Pierwsza Dama, Irena Santor. Wykonała ona głosem wzruszonym utwór „Tych lat nie odda nikt” i było jasne, że już nikt tego dnia nie ma prawa wejść na festiwalową estradę. A na wschodzie czaił się dzień.

Dzień przemienił się w wieczór. Zbliżał się koncert pod tytułem „Niebo z moich stron” wypełniony w całości utworami Seweryna Krajewskiego, który w tym czasie siedział w domu. Program prowadził z umiarkowanym namaszczeniem Andrzej Poniedzielski. Nie powitał on widzów „bardzo serdecznie”, co wzmogło uwagę widowni oraz nadało rangę. W czasie trwania koncertu można było łatwo zauważyć, że te melodie są naprawdę piękne, ale chyba tylko w wykonaniu Czerwonych Gitar, Seweryna oraz Maryli Rodowicz, czyli wykonawców, dla których były napisane. Tylko nieliczne wykonania, w warstwie orkiestrowej potraktowane przez aranżera Sztabę odjazdowo, ale z gustem, odebraliśmy pozytywnie. A były to prezentacje Reni Jusis – „Baw mnie”, Małgorzaty Ostrowskiej – „Czekam na twój przyjazd”, a nawet „Anna Maria” wykonana „półoperowo” przez Andrzeja Lamperta. Dobrze też zaprezentował się Krzysztof Kiljański, który tradycyjnie miał na sobie odświętny garnitur, oraz skupioną twarz i w ten sposób wykonał „Kołysankę dla okruszka”. Jeszcze wspomnijmy pannę Okupnik, która w piosence „Ludzkie gadanie” z wdziękiem dała „żabę”, oprawioną niezłym balecikiem.

Produkcje Kwartetu Rewelersów oraz mało egzotycznego tercetu El Mariachi w piosenkach „Tak bardzo się starałem” oraz „Ładne oczy” były denne i zbędne w tym uroczystym i oczekiwanym koncercie. Kwartet przywiódł na myśl nieszczęsne popisy ukraińskiej „Tercji Pikardyjskiej” na festiwalu „Top Trendy”. Tradycyjnie zawiedli decydenci telewizyjni. Nieporozumieniem była też interpretacja miotającego się Piaska oraz „brawurowy” czad Szyca. Ten ostatni artysta podobno nagrywa płytę, zapewne od razu złotą. Nie możemy się doczekać…

I tak – dopiero Rodowicz, artystka ponadczasowa, sprawiła, że ten mimo wszystko ciekawy koncert zyskał należny mu poziom i uznanie publiczności. Za jej sprawą, kolejny już raz zobaczyliśmy w Opolu prawdziwy aplauz i szczere wzruszenie widowni. Maryla jest chyba genialna…

A więc – w dobrym nastroju – do następnego roku!

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.