O Łomiankach i nie tylko rozmawiają Hipolit Tutejszy i prezes Jan Wielkomiejski
– Panie Hipolicie, dzień dobry, co się stało, że pan taki skrzywiony?
– A dzień dobry, panie prezesie, chociaż tak do końca to nie wiem czy dobry.
– ???
– Ano, na starość zdrowie zaczyna nawalać i tyle.
– Kiepski pan sobie moment do chorowania wybrał.
– Choroba nie wybiera dobrego terminu, panie prezesie, przychodzi, kiedy chce i nie pyta o zgodę. Zawsze miałem problemy z przepukliną, lekarze nie raz mówili, że trzeba operować, ale zawsze coś tam wypadało. A tak po prawdzie, to ja strasznie nie lubię chodzić do lekarza, o szpitalach nie wspominając. I tak latka mijały… Ale teraz sytuacja jest podobno groźna i muszę iść po nóż.
– Jak trzeba, to trzeba. Z przepukliną nie ma żartów, ale to przecież niezbyt skomplikowana operacja, kilka dni w szpitalu i po problemie, panie Hipolicie.
– Łatwo powiedzieć, kilka dni.Najpierw się trzeba do tego szpitala dostać.
– No tak, w służbie zdrowia bałagan.
– Ja tam nie wiem, panie prezesie, ale za komuny…
– Panie Hipolicie, na Boga! Tylko niech pan nie mówi, że było lepiej, bo padnę trupem na miejscu.
– Co to, to nie, ale musi pan przyznać, że strajków w służbie zdrowia nie było.
– Zupełnie nie w tym rzecz, panie Hipolicie. Nasza służba zdrowia wymaga głębokiej reformy, a politycy do tej pory, czyli przez osiemnaście lat, stosowali zabiegi kosmetyczne zamiast zdecydowanych działań. I mamy co mamy.
– A kto im, za przeproszeniem pana prezesa, bronił?
– Kto? Wyborcy, panie Hipolicie, wyborcy! Czy ktoś się – na przykład – odważy powiedzieć przed wyborami, że służbę zdrowia należy sprywatyzować? Nie, bo się zaraz niezwykle liczny chór socjalistów wszelkiejmaści zapłacze na śmierć, że majątek narodowy się rozkrada. Partia głosząca takie hasło w wyborach przepadłaby na amen.
– I bardzo dobrze, bo kogo byłoby stać na płacenie za opiekę lekarską, pobyt w szpitalu, lekarstwa!
– Przykro mi to mówić, panie Hipolicie, ale co ma piernik do wiatraka?
– ???
– To, że szpitale, przychodnie, czy apteki będą w rekach prywatnych wcale nie oznacza, że trzeba będzie za wszystko płacić.
– Dobra, dobra, już ja to widzę.
– Ja też widzę, panie Hipolicie, że jest pan typowym klientem dogmatów socjalistycznych.
– Panie prezesie! Proszę mnie nie obrażać. Mnie na samo słowo socjalizm skóra cierpnie, a pan mi…
– Przepraszam, jeśli się pan poczuł urażony, ale sprawa jest bardzo poważna.
– A pewnie, że poważna, ale żeby mi zaraz z socjalizmem wyjeżdżać…
– Jeśli pan pozwoli, spróbuję problem wytłumaczyć, dobrze?
– Zgoda, ale bez socjalizmu…
– Z której przychodni w Łomiankach pan korzysta w razie choroby? Z tej na Szpitalnej czy przy POLMO?
– Oczywiście, że z tej przy POLMO. Czysto, elegancko, sprawna obsługa. Chociaż ostatnio trochę się pogorszyło, bo pacjentów chyba więcej…
– A płacił pan za wizytę u lekarza?
– Nie, bo to przecież w ramach Ubezpieczalni.
– A ta przychodnia przy POLMO to prywatna, czy państwowa?
– Chyba prywatna, ale tak po prawdzie to nie wiem…
– A do dentysty to gdzie pan chodzi?
– Od lat mam w Warszawie takiego gościa, straszy nieco, ale jak ząbki dopiłuje, to mucha nie siada i drogi nie jest.
– Czyli korzysta pan z prywatnego gabinetu i sam pan płaci.
– Oczywiście.
– A gdy pan potrzebuje zrobić badania krwi, moczu, to gdzie pan je robi?
– Dziękuję bardzo, ja nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz takie badania robiłem. A tak po prawdzie – strasznie się igły boję, a jak już krew zobaczę, to mdleję jak panienka na widok oblubieńca. Mam tak od urodzenia.
– A rodzina?
– Ślubna małżonka chyba lata do POLMO, a dzieciaki robią badania koło banku. Kosztuje to parę groszy, ale jest raz dwa i nie trzeba żadnych skierowań.
– I widzi pan, panie Hipolicie. Mimo że nie jest pan człowiekiem zamożnym, korzysta pan przeważnie z usług prywatnych zakładów opieki zdrowotnej.
– Ale nic nie płacę, to co mi za różnica!
– No właśnie! Trafił pan w sedno. Nie jest istotne, czy przychodnia, apteka lub szpital sąpaństwowe czy prywatny. Ważne jest, by były właściwie zarządzane i w przypadku większości zabiegów płatny w ramach ubezpieczenia. Ale w Pol
sce to nie przejdzie…
– No nie wiem… Po mojemu, mogą być i prywatne, aby płacić nie było trzeba, bo nie każdego stać. Zresztą, panie prezesie, to co pan mówi, to – że tak powiem – wyższa polityka. Ja się na tym nie wyznaję, ale przyzna pan, że każdy powinien mieć darmowy dostęp do lekarza.
– Darmowy? Panie Hipolicie, nie ma nic za darmo. Przecież pan przez całe swoje życie płacił pieniądze na ubezpieczenie i jest oczywiste, że musi pan mieć zapewnioną opiekę lekarską. Moim zdaniem problem z finansowaniem służby zdrowia tkwi we właściwym wykorzystaniu środków.
– Ale z pustego i Salomon nie naleje, jak to mówią.
– Panie Hipolicie, posłużę się przykładem. Jak będzie pan chciał podróżować samochodem, w którym jest dziurawy bak, to co pan zrobi? Czy będzie pan podjeżdżać pod każdą napotkaną stację benzynową, aby zatankować? Czy podjedzie pan najpierw do serwisu załatać dziurę?
– No ma się rozumieć, że do serwisu, ale później na stację, bo bak jednak pusty…
– Dam inny przykład. W dobrze zarządzanej firmie jak zaczyna brakować zysków, zawsze najpierw bardzo dokład
nie analizuje się koszty, a dopiero w ostateczności, jeśli rynek pozwala, podnosi się ceny. Nigdy odwrotnie, bo to ślepy zaułek.
– Ot, mądrego miło posłuchać.
– Ale się zagadaliśmy, muszę lecieć. Dziś wieczorem mamy gości i trzeba się przygotować.
– A to nie zatrzymuję, panie prezesie, i dziękuję za wykład.
Sylweriusz Bondziorek
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz