W sztuce najważniejsze są chęci

w-sztuce-najwazniejsze-sa-checi.jpgWieloletnim mieszkańcem Łomianek jest pan Michał Straszewski. Osobom, które uczestniczą w imprezach organizowanych przez nasz Dom Kultury, sylwetka artystyczna pana Michała jest dobrze znana. Poznaliśmy go jako muzyka i fotografika.

Michał Straszewski jest profesjonalnym muzykiem, lecz nie traktuje swej działalności jako zawód. Jest to raczej filozofia życiowa – harmonizowanie za pomocą pięknych dźwięków naszej chaotycznej rzeczywistości. Dlatego interesowały go zawsze różne formy i sposoby wykonywania muzyki. Studia muzyczne w Poznaniu ukończył jako skrzypek, ale od 16 roku życia śpiewał w chórach. W czasach studenckich grał w orkiestrze Agnieszki Duczmal (również jako solista). Miał też własny kwartet smyczkowy i śpiewał  w klubach studenckich romanse rosyjskie i piosenki Bułata Okudżawy. Przez wiele lat był członkiem Zespołu Instrumentów Dawnych „Ars Nova”, a w roku 1984 założył i prowadzi do dziś kameralny zespół wokalny „Il Canto”. Z tym zespołem odnosi największe sukcesy artystyczne – zdobywa nagrody na międzynarodowych konkursach chóralnych i występuje w Europie i USA. Kilka razy do roku występuje w repertuarze skrzypcowym, śpiewa pieśni i romanse rosyjskie.

Ewa Pustoła-­Kozłowska: Dowiedziałam się, że gdyby w Łomiankach i okolicy znaleźli się chętni do wspólnego śpiewania, pan spróbowałby zbudować z tych ochotników amatorski chór. Ma pan ogromne doświadczenie w prowadzeniu chóru, kieruje pan chórem przy kościele Św. Trójcy w Warszawie, współpracuje z kameralnym chórem w Podkowie Leśnej, prowadzi kursy wakacyjne. Śpiew ukierunkował pana karierę jako muzyka. Czy był to świadomy wybór, czy trochę zadecydował przypadek?

w-sztuce-najwazniejsze-sa-checi-1.jpgMichał Straszewski: Rzeczywiście przypadek, chociaż dziś mówi się, że przypadków nie ma. Zaczęło się od niefortunnego (tak to wtedy oceniłem) dla mnie zdarzenia. Otóż, skończyłem podstawową szkołę muzyczną z wyróżnieniem jako skrzypek, mając pewność, że będę grał w szkolnej orkiestrze. Tymczasem przydzielono mnie do chóru. Ale jako człowiek obowiązkowy poszedłem na te zajęcia i trafiłem do fantastycznego pedagoga, nieżyjącego już Zbigniewa Soi. Wkrótce okazało się, że bardzo lubię śpiewanie w chórze.

E. P-­K.: Skąd zainteresowanie muzyką dawną?

M. S.: W tejże średniej szkole miałem dobrą nauczycielkę od historii muzyki – panią Elż­bietę Artysz, która dość szczegółowo oma­wiała muzykę Renesansu. Wtedy już, to były lata 60., zaczynały do nas docierać pierwsze wykonania utworów renesansowych. Przedtem, poza barokową, nie znano wcześ­niejszej muzyki. I mnie ta muzyka renesansowa tak zachwyciła, że natychmiast zapi­ sałem się do chóru „I musici cantanti” prowadzonego przez ówczesną dyrygentkę Teatru Wielkiego panią Zofię Urbanyi. To było to. Byłem w swoim żywiole! A najbardziej lubiłem ćwiczenia kwartetami. Stały się one dla mnie inspiracją do stworzenia po latach kameralnego zespołu muzyki dawnej „Il Canto da Camera” (śpiew kameralny), który wkrótce będzie obchodził 25­lecie swego istnienia. Był to zespół pięciu artystów (2 soprany, alt, tenor, bas – na taki

skład swoje genialne madrygały pisał Monteverdi) wykonujący muzykę Renesansu zgodnie z ówczesną tradycją polegającą na wspólnym śpiewie dobrze wyszkolonych śpiewaków, manierą określaną jako „cichy śpiew”. Najważniejsze jest przy wykonywaniu tej muzyki zestrojenie głosów, a nie gło­śność. Dziś zespół liczy 4 osoby i nazywa się „Il Canto Minore” (śpiew mniejszy).

Występowaliśmy w Finlandii, Włoszech, Francji, Belgii, Holandii, Niemczech, Czechach, Rosji i USA. W Łomiankach występujemy od kilku lat przeważnie z programem patriotycznym, ale śpiewaliśmy też kolędy, przeróbki instrumentalnych „hitów”, a 24 lutego będziemy śpiewali… Chopina.

E. P-­K.: Zespół Il Canto nagrał kilka płyt i uczestniczył w wielu konkursach.

M. S.: Tak. Z tym zespołem osiągnąłem największe sukcesy artystyczne. Potwierdziły to nagrody na konkursach. W 1989 roku zdobyliśmy dwie drugie nagrody na konkursach zespołów kameralnych w Tampere

(Finlandia) i w Arezzo (Włochy). Rok póź­niej pojechaliśmy do Gorizii (Włochy) na najtrudniejszy konkurs dla profesjonalistów. Otrzymaliśmy pierwszą nagrodę w kategorii kameralnej oraz „Grand Prix” za najwyższą punktację tego konkursu – ponad 95 pkt (na 100 możliwych). Mówiono nam, że to najwyż­sza średnia w historii konkursu.

Z tego konkursu pamiętam jedną dla mnie bardzo ważną rzecz – pierwszy raz przeżywałem taki kontakt z publicznością. Czułem, że śpiewamy dobrze, i że ta muzyka odnosi taki skutek, jaki chcemy żeby odniosła, i to się czuło nie tylko w momencie śpiewania, ale również po oklaskach, które z utworu na utwór się wzmagały. To było niezapomniane uczucie.

Cenimy sobie bardzo nagrodę Fryderyka 96 za płytę Psalmów M. Gomółki, a także dwie nominacje do tej nagrody. Dziś najbar­dziej poszukiwaną naszą płytą są dzieła wszystkie Wacława z Szamotuł. Wciąż dostaję maile z prośbą o udostępnienie kopii.

E. P-­K.: Czy gdyby osoby zaciekawione Pana opowieścią o zespole „Il Canto” chcia­ły posłuchać nagrań, znajdą w sklepach muzycznych jego płyty?

M. S.: Może jeszcze gdzieś można znaleźć Impresje i Madrygały Monteverdiego. Innych płyt nie, gdyż są one wydawane w niskich nakładach – 500 sztuk.

E. P-­K.: Czy oprócz dawnej Zespół śpiewa też inną muzykę?

M. S.: Oczywiście, rozszerzyliśmy nasz repertuar już w 1989 roku, przygotowując się do konkursu w Tampere. Dziś śpiewamyutwory wszystkich epok od Średniowiecza do współczesności.

E. P-­K.: Obecnie jest Pan gotów część swego czasu, a przede wszystkim umiejętności oddać mieszkańcom Łomianek. Zgodził się Pan pomóc w utworzeniu i poprowadzić chór, który ma powstać przy Domu Kultury w Łomiankach. Czy planuje Pan stworzenie dużego chóru, czy zespołu kameralnego?

M. S.: Ja byłbym za tym, żeby to jednak był chór, a nie zespół kameralny, bo w takim śpiewają osoby wyselekcjonowane, o dobrze wyszkolonych głosach i czytające nuty. Nam chodzi o to, aby społeczeństwo Łomianek zaprosić do udziału w chórze amatorskim. Taki chór, żeby dobrze brzmiał, musi być kilkudziesięcioosobowy. Chcielibyśmy przyciągnąć jak najwięcej młodzieży. Zebranie takiej grupy może być bardzo trudne. Mam doświadczenie z warszawskim chórem parafialnym. Tamtejszy proboszcz wielokrotnie nawoływał do zasilenia szeregów, ale ludzie nie zgłaszają się. Natomiast przykład amatorskiego zespołu muzyki dawnej, który śpiewa w Podkowie Leśnej dowodzi, że w sztuce najważniejsze są chęci. Ci ludzie tak chcieli śpiewać, że postawili na swoim i śpiewają, osiągając coraz wyższy poziom.

E. P-­K.: Najtrudniejsza jest rekrutacja. Dlaczego?

M. S.: Najważniejszą sprawą jest to, że z pol­skich szkół wyrugowano niemalże naukę muzyki. Została ona potraktowana rudymen­tarnie. Społeczeństwo polskie jest nie przygotowane do śpiewania jakiegokolwiek, a już w chórze trzeba mieć przynajmniej słuch muzyczny, czyli umiejętność rozróżniania wysokości dźwięków. Niektórzy ludzie, lubiący muzykę, może nawet chcieliby śpiewać, ale uważają, że nic w tej dziedzinie nie potrafią, więc nie zgłaszają się.

E. P-­K.: Może ludzie źle siebie oceniają, mo­że z góry zakładają, że się nie nadają, a to nieprawda?

M. S.: Niewątpliwie tak. Przyjść na przesłuchanie może każdy, ja jestem od tego, żeby takiego ochotnika nauczyć, wytłumaczyć mu jak powinien śpiewać, nawet w jakiś sposób zapoznać go z nutami.

E. P-­K.: Mnie się wydaje, że wspólne muzykowanie to jest bardzo przyjemna forma spędzania czasu. Bo oprócz tego, że się obcuje ze sztuką, powstaje wspólnota, która coś razem tworzy. Jeżeli w wyniku ciężkiej pracy to wszystko się uda, czyli odbywają się występy, chór dobrze brzmi i podoba się, to poza przyjemnością śpiewania, pozo­staje ogromna satysfakcja.

M. S.: Rzeczywiście. Ja uważam, że samo śpiewanie jest przyjemnością. Przez śpiew w chórze człowiek zaczyna znajdować radość, wręcz fizyczną przyjemność, we wspól­nym harmonijnym współbrzmieniu. Z całą pewnością, jeśli ktoś przyjdzie do tego chóru, to już po kilku próbach odczuje, że nie jest to czas stracony, że to jest czas, kiedy człowiek się wewnętrznie doskonali, odżywa dzięki właśnie harmonijnym dźwiękom muzyki. Można to nazwać aktywną muzykoterapią. Jest to taka motywacja, którą bym chciał przekazać przyszłym śpiewakom w chórze.

E. P-­K.: Na koniec wspomnijmy o drugiej gałęzi sztuki, którą uprawia pan z powodzeniem – o fotografii.

M. S.: Wizualną formą wypowiedzi artystycznej jest dla mnie fotografia artystyczna – w tej dziedzinie też otrzymałem kilka nagród, drukowały moje prace czasopisma fotograficzne – „Foto” i „Foto­Kurier”, a od kilku lat mam regularnie indywidualne wystawy w Łomiankach. Ulubione tematy fotograficzne to pejzaż, architektura, martwa natura i portret. W zeszłym roku otrzymałem wyróżnienie na konkursie „Przestrzeń wyobraźni”. Ujęcia pięknych pejzaży Łomianek zostały zamieszczone w albumie „Łomianki. Nie taka mała ojczyzna”. Trzykrotnie uznano moje prace za fotografie miesiąca w konkursie „Łomianki w obiektywie”.

E. P-­K.: Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesu w tworzeniu łomiankowskiego chóru.

Osoby, które chciałyby zasilić szeregi tworzonego chóru, proszone są o zgłoszenie się do sekretariatu Domu Kultury w Łomiankach (tel. 0-­22 751 70 59) lub bezpośrednio do pana M. Straszewskiego (tel. 0-­22 751 37 01).

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.