Rozmowy przy płocie

O Łomiankach i nie tylko rozmawiają Hipolit Tutejszy i prezes Jan Wielkomiejski

– Dzień dobry panie Hipolicie! Jak minęły święta?

– Dzień dobry, dzień dobry. Kłaniam się panu prezesowi. A święta jak zwykle, głównie przy stole z rodzinką. Ja to nie wiem jak ludzie mogą wyjechać w święta na urlop lub za granicę na wycieczkę. I do tego jeszcze później mówią, że dopiero tam naprawdę odpoczęli. Tak jakby święta były dodatkowym urlopem.

– Świat się zmienia, panie Hipolicie, i obyczaje też ulegają przemianom. Szkoda, że czasami idą w złym kierunku. A z wyjazdami na święta to różnie bywa. Zdarza się tak, że pojedyncze osoby lub nawet czasami małżeństwa wolą spędzać święta poza domem, aby nie przywoływać wspomnień…

– A, tak, tak! Znam taki przypadek. Miałem w hucie kolegę, któremu żona zmarła, a samotny był, dzieci nie miał, to w święta pracował na okrągło. Aż nam głupio było, bo nikt, szczególnie w Wigilię nie chciał iść do roboty, a ktoś przecież musiał. A on się zawsze zgłaszał na ochotnika i mówił, że woli być w robocie, bo przynajmniej ma do kogo gębę otworzyć…

– Różnie w życiu bywa, panie Hipolicie. Ale cośmy tak na takie smutne tematy zeszli. Mamy nowy rok i cieszyć się trzeba.

– A z czego tu się cieszyć… Myśli pan, że ten będzie lepszy?

– Ja to zawsze mówię swoim pracownikom, żeby nie był gorszy… Żebyśmy się konkurencji nie dali zepchnąć. A tak bardziej ogólnie… to panu powiem, panie Hipolicie, że w pewnych sprawach już chyba gorszy być nie może. Bo czy może być jeszcze więcej awantur i afer w polityce. To co się ostatnio dzieje z tą seksaferą, jest po prostu tak niesłychane, że brak mi słów. A premier nabrał wody w usta…

– A co może innego zrobić! Ja się mu nie dziwię, bo jak by nie postąpił, będzie źle. Wywali Leppera to mu się koalicja rozleci, siedzi cicho to mu wypominają, że toleruje takie numery.

– Panie Hipolicie, w normalnym kraju po takich informacjach faceci byliby skończeni w polityce raz na zawsze. A u nas się bronią, że to kontratak układu i próba obalenia rządu.

– A kto powiedział, panie prezesie, że my żyjemy w normalnym kraju. Ja to po świecie nie jeżdżę, ale coś mi się wydaje, że w innych krajach jest trochę inaczej. Czytuję to i owo, to wiem.

– A ja, panie Hipolicie, jeżdżę i to bardzo często. Tuż przed świętami byłem służbowo w Paryżu i bardzo było mi głupio, jak moi kontrahenci podśmiewali się z obyczajów naszych niektórych posłów. Powiem więcej, było mi wstyd…

– Ja to bym się chyba, jak to mówią, pod ziemię zapadł ze wstydu. A patrz pan, że po nich spływa jak woda po, przepraszam za wyrażenie, kaczce.

– Chyba ma pan rację, że nie jesteśmy jeszcze normalną demokracją…

– A co teraz jest normalne, panie prezesie. Patrz pan co się z tą pogodą porobiło. Z jedej strony ja się cieszę, bo rachuneczki za gaz będą mniejsze, chociaż mają podobno zrobić kolejną podwyżkę, więc pewnie na jedno wyjdzie. Styczeń mamy, a tu ani grama śniegu…

– Mrozu, panie Hipolicie, też w zasadzie nie było. Trawa zielona i tylko patrzeć, a drzewa zaczną kwitnąć.

– U szwagra na Dąbrowie kasztany zaraz pąki będą puszczać…

– A co tam słychać w Łomiankach, panie Hipolicie, bo ja trochę z kursu wypadłem przez te wyjazdy?

– A nic takiego…

– Jak to nic? A gdzie obiecywane zmiany?

– No nie, zmiany są, panie prezesie, ale sesje Rady są teraz krótkie, burmistrz na nich mało gada…

– To chyba dobrze? Tak miało być.

– No niby tak, ale tak to wszystko szybko leci, że zanim się człowiek zorientuje, to już po sesji. Za to w urzędzie duże porządki idą. Sporo ludzi już zwolnili a to pewnie jeszcze nie koniec.

– I bardzo dobrze. Tak powinno być. Weryfikacja przydatności personelu jest niezbędna.

– Ja to rozumiem, ale jak słyszę, że ludzi zwalnia… od razu mi się przypomina jak mnie z huty wywalili. Niby na wcześniejszą eme-ryturę…

– Panie Hipolicie, Urząd Gminy nie jest od tego, żeby zapewniać ludziom pracę. Urzędnicy są po to, aby nam się dobrze w Łomiankach mieszkało. A czym więcej pieniędzy wydamy na etaty dla urzędników, tym mniej będzie na zaspokajanie innych, pewnie ważniejszych potrzeb. Mam znajomego, który jest od kilkunastu lat radnym w miasteczku nieco większym od naszego i wie pan ile tam pracuje osób w urzędzie?

– Pewnie ze sto.

– Nie, panie Hipolicie, 37.

– Ile?

– Dobrze pan usłyszał – 37 osób. A u nas 139! A w ogóle, nie licząc nauczycieli, stan zatrudnienia w strukturach Urzędu na koniec kadencji poprzedniego burmistrza wynosił 398 osób! Przecież, żeby ich utrzymać, potrzebna jest góra pieniędzy. Naszych pieniędzy, panie Hipolicie, bo budżet gminy składa się głównie z naszych podatków.

– Panie prezesie, jak mus to mus i mnie to w zasadzie wisi luźnym frędzlem, ale tych zwalnianych trochę rozumiem…

– Mamy po prostu inne doświadczenia. Ja już nie raz, panie Hipolicie, musiałem drastycznie zmniejszać załogę i między innymi dzięki temu firma przetrzymywała trudne chwile. Gdybym się zawahał, pracę straciliby wszyscy. Łącznie ze mną. Czy tak byłoby lepiej?

– No chyba nie…

– Przyjemnie się z panem rozmawia, panie Hipolcie, ale widzę, że już moja żona wychodzi z domu, bo mamy jechać do Warszawy zakupić to i owo. Nie powiem, żebym lubił to zajęcie, ale wyjścia nie ma…

– Oj tak, panie prezesie, znam ten ból, ale jak mus to mus.

Rozmowę spisał Sylweriusz Bondziorek

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.