Byliśmy na Kaziukach!

Do Wilna na Kaziuki wybieraliśmy się od dawna, ale dopiero w tym roku udało się zrealizować nasze plany. Najpierw były poszukiwania biura. Teraz to łatwizna – znaleźliśmy szybko. Internet to potęga. Biuro Turystyczne Janter organizuje wyjazdy na Kaziuki od lat, a naszą trzydniową wycieczkę prowadził sam szef firmy pan Janusz Gugała. Ruszyliśmy bladym świtem spod Pałacu Kultury. Grupa z Łomianek liczyła dziesięć osób, ale wyróżniała się stuprocentowym zgraniem i absolutną dyscypliną.

Około południa przekraczamy zupełnie wyludniony posterunek graniczny (ale kontrola paszportów oczywiście była) i jesteśmy na Litwie. Widok za oknem zmienia się momentalnie. Pojawiają się biedne i bardzo zaniedbane domy i olbrzymie zupełnie puste przestrzenie. Pola, które pługa i brony od lat nie widziały i ogromne, chociaż młode jeszcze lasy.

Po dwunastu godzinach podróży (jednak do tego Wilna jest kawał drogi), krótkim pobycie w Druskiennikach i spacerze wzdłuż przepięknego Niemna byliśmy na miejscu, zadowoleni i o dziwo wcale nie zmęczeni. Chwila relaksu, połykamy w biegu tradycyjną w takich warunkach obiadokolację i… idziemy w miasto.

No cóż… Wilno nocą jest zdecydowanie piękniejsze, bo wielu rzeczy po prostu nie widać. Prace renowacyjne prowadzone są na wielką skalę, ale niestety w nieco socjalistycznym stylu. Wszechobecny bałagan na placach budowy nawet nas, było nie było przyzwyczajonych, trochę drażnił. Trzeba było uważnie patrzeć pod nogi, by nie wpaść nagle w dość głębokie błoto albo nie skręcić nogi na „finezyjnie” krzywo ułożonym chodniku. Jedno trzeba Litwinom oddać – wkładają mnóstwo pracy i pieniędzy w odbudowanie Wilna po latach sowieckiej okupacji. W wielu miejscach to miasto jeszcze dzisiaj, po tylu latach odbudowy, wygląda tak jakby czas zatrzymał się, a wojna skończyła się wczoraj.

Sobota, czyli właściwe Kaziuki, powitała nas ołowianym niebem, a nawet lekkim „kapuśniaczkiem”. Ale co tam… Najpierw cmentarz na Rossie i mocno nostalgiczny spacer wśród polskich grobów. Chwila zadumy przy grobie, w którym pochowano serce marszałka Piłsudskiego i pędzimy dalej. Przed nami kilka przecudnej urody kościołów, obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej i… obowiązkowo wszystkie miejsca, które przebywając w Wilnie odwiedził Adam Mickiewicz. Nasza sympatyczna przewodniczka nie przepuściła żadnego… Nogi powoli zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a przecież przed nami właściwe Kaziuki, czyli jarmark z tysiącami straganów, dami przebierańców i niestety… tysiącami ludzi. Na szczęście pan Janusz, człowiek doświadczony, szybko wyrwał nas z żelaznego uścisku nadgorliwej przewodniczki i uroczyście ogłosił czas wolny. Tylko na to czekaliśmy. Ale najpierw trzeba było zebrać siły, a do tego najlepsza mała knajpka i lekki posiłek z lampką wina. Posiłek był nawet bardzo lekki, bo kurczak bardziej przypominał niedożywionego gołębia, ale co tam, ruszamy dalej, by obejrzeć co trzeba, dokonać stosownych zakupów i doczłapać w końcu z najwyższym trudem do hotelu.

Następnego dnia zbiórka i wracamy do kraju zahaczywszy po drodze o Troki, a w zasadzie o „średniowieczny” zamek zbudowany pod koniec drugiej połowy… dwudziestego wieku, ale bardzo ładny, nie powiem. Granica i jazda do domu. Późnym wieczorem, zmęczeni, ale wszyscy zadowoleni, żegnamy się z panem Januszem, dziękując za perfekcyjną organizację i… pytamy o następne wycieczki. Spodobało się!

bylitmy-na-kaziukach-1.jpg

bylismy-na-kaziukach-2.jpg

bylismy-na-kaziukach-3.jpg

bylismy-na-kaziukach-4.jpg

bylismy-na-kaziukach-5.jpg

bylismy-na-kaziukach-6.jpg

bylismy-na-kaziukach-7.jpg

bylismy-na-kaziukach-8.jpg

bylismy-na-kaziukach-9.jpg

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.