Taka sobie refleksja…

Pierwsza sesja nowo wybranej Rady Miejskiej piątej kadencji tradycyjnie miała uroczysty charakter. Podziękowania, życzenia, kwiaty, gratulacje, pierwsze głosowania i pierwsze wybory, a wszystko w obecności byłego i nowego burmistrza. Miło, pogodnie, sympatycznie i kulturalnie, ale nie do końca. Narosłe podczas przedwyborczej gorączki emocje i wzajemne uprzedzenia konkurujących ze sobą komitetów wyborczych dały o sobie znać na sali obrad. Tupanie, gwizdy i okrzyki z widowni podczas wystąpienia jednego z radnych to reakcja wysoce emocjonalna, ale niezbyt elegancka, zwłaszcza gdy ów radny jest osobą powszechnie szanowaną w swoim okręgu, a obowiązki radnego pełni pierwszy raz. Można się zgodzić, że powrót do przykrych wydarzeń z okresu walki wyborczej, właśnie na pierwszej sesji był niezbyt fortunnym momentem, ale nikt nie jest ze stali…

Nie jest to odosobniony lub dziwaczny przypadek, bowiem od 1990 r. nie mieliśmy rady, w której nie dochodziłoby pomiędzy radnymi do wycieczek osobistych i oskarżeń o „nasikanie do kawy” lub „robienie koło pióra”. Zresztą obecnie taki sposób uprawiania polityki staje się chyba standardem krajowym. Skoro jeden bardzo ważny urzędnik państwowy ściga za granicą za kpiny dziennikarza jakiegoś szmatławca, a po dworcach szuka drobnego pijaczka za otrzymaną od niego wiązankę, zaś inny, równie ważny urzędnik coś ma za złe satyrycznemu programowi w TVN, to czy mamy prawo stawiać wyższe wymagania politykom szczebla podstawowego? Ja twierdzę, że mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek, niech chociaż na dole będzie normalnie!

Żyjemy tu i teraz, wielka polityka raczej nas omija, mamy do rozwiązania kilka lokalnych problemów i tym się zajmijmy. Radni dostali nasz kredyt zaufania, wykonują swe obowiązki w naszym imieniu i za nasze pieniądze, są odtąd osobami publicznymi i nie interesują nas „muchy w czyimś prywatnym nosie”, lecz wyniki pracy dla dobra ogółu. Prezentowanie określonego stanowiska w jakiejkolwiek sprawie nie może stawać się obsesją. Dobry samorządowiec musi godzić różne, najczęściej rozbieżne racje, być otwartym, elastycznym, szukać kompromisów, a ewentualnej przegranej nie traktować jak końca świata i końca swojej misji. Kto z radnych o tym nie wie, powinien niezwłocznie tę wiedzę uzupełnić. Jednocześnie nasi radni muszą się liczyć z faktem, że cokolwiek zrobią lub czegokolwiek zaniechają, zawsze najgłośniej usłyszą głosy niezadowolonych. To też nie jest koniec świata, takie są po prostu cienie sprawowania władzy w warunkach demokracji! Ja to już przerabiałem, ja to już znam, a więc szanowni radni ruszajcie do pracy, bowiem napisano: „po owocach poznacie ich”.

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.