Potrzeba Zmian… czy zmiana potrzeb?

potrzeba-zmian.jpgPóźną jesienią 2006 r. była euforia. Zdecydowane zwycięstwo wyborcze komitetu Potrzeba Zmian i Wie­sława Pszczółkowskiego jako kandydata na burmistrza zaskoczyło wielu. Minął rok i w grupie tak sprawnie przez kilka lat kontestującej poprzednie władze poja­wiły się niesnaski, zgrzyty, a ostatnio chyba ostry konflikt. Co się stało? Dlaczego tak dotąd zgrana i spraw­nie działająca grupa nie potrafi wspólnie pracować? O rozmowę poprosiłem przewodniczącą Komitetu Wy­borczego Potrzeba Zmian panią Magdę Wójcicką.

Andrzej Kaliński: Pani Magdo, była Po­trzeba Zmian, a teraz mamy… zmianę potrzeb?

Magda Wójcicka: Proszę mnie nie pro­wokować, mam wystarczająco dużo pro­blemów…

A. K.: Rozumiem i współczuję, ale po ro­ku pracy nowych władz naszej gminy zmiany przez wielu postrzegane są głównie przez pryzmat wewnętrznych konflik­tów w zwycięskim obozie.

M. W.: To zdecydowanie niesprawiedliwy pogląd. Trochę jest mi niezręcznie wypo­wiadać się o osiągnięciach moich kole­żanek i kolegów, ale zmiany widać gołym okiem, tylko trzeba chcieć je zauważyć. Przez rok nie sposób zrealizować całego naszego programu wyborczego, na to po­trzeba czasu, wiary we własne siły i cierpliwości.

A. K.: Ale konflikt jest. Klub radnych Po­trzeba Zmian został rozwiązany, to chyba zły sygnał dla waszych wyborców.

M. W.: Niestety tak, ale to tylko sygnał. Na alarm jest jeszcze za wcześnie. Przed wyborami pracowaliśmy wspólnie dość długo i bardzo rzadko pojawiały się po­ważniejsze różnice zdań, ale teraz sytu­acja się zmieniła…

A. K.: O tak! Wielu już doświadczyło, że krytykować jest znacznie łatwiej niż rzą­dzić, nie tylko w samorządach lokalnych.

M. W.: Prawo do krytyki sprawujących władzę to standard demokracji. Nawet wtedy, gdy krytyka pochodzi z tego sa­mego ugrupowania. Dyskusja, nawet bar­dzo ostra, sama w sobie nie jest czymś złym, ale gdy jest uprawiana jako sztuka dla sztuki lub jest efektem chorobliwie dociekliwego charakteru, to niedobrze.

A. K.: Zastanawiała się pani nad genezą tego konfliktu?

M. W.: Cały czas się zastanawiam, bo w tym może tkwić klucz do jego rozwią­zania, ale prostej odpowiedzi nie znajduję. Będąc w opozycji mieliśmy wyraźnego wspólnego przeciwnika – sprawujących władzę, a teraz trzeba toczyć znacznie trudniejszą i mniej efektowną walkę o lep­sze Łomianki, o sprawy bardzo poważne jak na przykład budowa kanalizacji i wo­dociągów, i zupełnie małe, dotyczące jed­nej ulicy lub kilku domów. Do tego do­chodzą cechy indywidualne. Jedni lepiej potrafią pracować w grupie, inni gorzej. A gdy do tego dołożymy bagaż osobi­stych doświadczeń, wykształcenie, cechy charakterologiczne, temperament, pow­staje mozaika, z której czasami ciężko skleić sensowną całość.

A. K.: Wyraźnie stara się pani bronić skłó­conych stron…

M. W.: A co mam robić? Przecież ich po­rażka będzie nie tylko moją, ale całej, dość licznej grupy osób nas wspierających. W Łomiankach mieszkam bardzo długo, ludzie mnie znają i zaufali komi­tetowi, któremu przewodniczyłam. Ja, mi­mo że nie jestem radną, czuję się za nich odpowiedzialna, to oczywiste.

A. K.: A może oni mają rację. Sposób uchwalania budżetu na rok 2008 był dość … no powiedzmy zawiły.

M. W.: Nie chcę się na ten temat wypo­wiadać. Uchwalanie budżetu jest zada­niem radnych, a mnie już raz zwrócono uwagę, że ja nie mam nic do gadania, bo nie jestem radną…

A. K.: Mnie akurat taka reakcja niektórych radnych zupełnie nie dziwi. Od lat jest tak, że do rady trafiają również ludzie, mówiąc oględnie, przypadkowi. Dobrani często w ostatniej chwili z „łapanki”, którzy albo nic w tej radzie nie robią, podnosząc jedynie rękę we właściwym momencie, albo docho­dzą do wniosku, że mądrość wszystkich wy­borców na nich spłynęła razem z aktem głosowania i… najczęściej żal ich słuchać.

M. W.: No cóż, stawia mnie pan w trudnej sytuacji. Ale trochę prawdy w tym, co pan powiedział – jest.

A. K.: Co dalej? Jaki scenariusz pani prze­widuje?

M. W.: Nie wiem. Moja rola formalnie się skończyła w dniu wyborów. Komitet Po­trzeba Zmian nie jest partią polityczną ani formalnym stowarzyszeniem. Powstał z woli dużej grupy ludzi myślących o Ło­miankach w podobny sposób. Mam nadzie­ję, że spory, które teraz się pojawiły, doty­czą tylko tego, w jaki sposób wyznaczone przez nas przed wyborami cele osiągnąć. A same cele pozostają niezmienne.

A.K.: Ja też, mimo wszystko, mam taką nadzieję. Dziękuję za rozmowę i życzę mniej problemów a więcej satysfakcji.

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.