Moja mała ojczyzna?

Moja mała ojczyznaWłaśnie wróciłam z Andaluzji. Ale nie tej nadmorskiej, wybetonowanej hotelami i autostradą, ale tej ukrytej przed oczami większości turystów. Andaluzji białych miasteczek i maleńkich wiosek rozrzuco­nych po wzgórzach. Oświetlonej jesiennym słońcem, gdzie nikt się nie śpieszy. Anda­luzji, gdzie nowe domy powstają dyskretnie, tak, aby w żaden sposób nie zakłócić założeń urbanistycznych pochodzących jeszcze z czasów, kiedy władali tymi tere­nami Maurowie. Andaluzji, której bliżej jest do Maroka niż Unii Europejskiej.

Wcale nie chciało mi się wracać. Na po­cieszenie w domu czekała na mnie niespo­dzianka. Niespodzianka w postaci kalenda­rza wydanego przez Urząd Miasta i Gminy Łomianki ze zdjęciami Harrego Weinberga. Pięknymi zdjęciami. Zdjęciami takich Ło­mianek, które najlepiej znam i kocham. Takich Łomianek, dla których przewróciłam do góry nogami całe życie, aby w nich zamieszkać. Znam każde sfotografowane przez Harrego Weinberga drzewo. Każdy krzak i wierzbę. Rozpoznaję miejsca, z których robił ujęcia. Cudze chwalicie, swe­go nie znacie – myślałam, delektując się każdym obrazkiem. Tęsknota za Alorą, Ron­dą i El Chorro wyleciała mi z głowy.

Jednak następny dzień, przejazd przez Łomianki i patrol po okolicy ostudziły mój sielski nastrój. Harry Weinberg jest fotogra­fem niezwykłym. Zawsze wydobywa z obiek­tu, niezależnie czy jest to dziewczyna, czy przydrożna wierzba, to co najpiękniejsze. Podejrzewam, że jego fotografie nawet najbrzydszych budynków, których przecież w Łomiankach nie brakuje, byłyby piękne.

Co zatem kierowało tymi, którzy do­bierali zdjęcia do tego kalendarza i którzy te zdjęcia zamówili? Czy zwykłe marzenie, by Łomianki były postrzegane właśnie tak? Jako oaza dzikiej przyrody, puste łąki i sielskie mazowieckie krajobrazy? Czy jest to jednak zręczna i cyniczna manipulacja, przeznaczona dla… No właśnie dla kogo?

Czyżby dla deweloperów, którzy w os­tatnim czasie nasilili swoje działania i na­ciski, nie tylko na właścicieli gruntów, ale co gorsze – na przedstawicieli władzy ło­miankowskiej?

Informacje, które docierają z przeróż­nych komisji Rady Miejskiej, sesji Rady Miejskiej, a także rozmów kuluarowych, są w tej materii niezwykle niepokojące. Wy­danie kalendarza, w którym nasza gmina przedstawiona jest jak raj na Ziemi, nie zmieni faktów. Łomianki z każdym dniem stają się coraz większym i coraz brzydszym placem budowy. Placem budowy, gdzie w błyskawicznym tempie na maleńkich działkach powstają jamnikowate brzydkie szeregowce, do których nie ma ani wyty­czonego dojazdu, ani zapewnionej żadnej infrastruktury. Placem budowy, gdzie na wąskim kawałku gruntu wzdłuż przepięknej Armii Poznań wyrastają jeden za drugim kuriozalne budynki, będące skrzyżowaniem miniatury pałacu w Łazienkach z dworem polskim. Placem budowy bez żadnych za­łożeń urbanistycznych, bez czekania na plany zagospodarowania. Byle szybciej, byle na mniejszej działeczce, byle jak. Właściciele betoniarni i piaskarni zacierają ręce. Coraz więcej kursujących ciężarówek z piachem, coraz więcej betoniarek. Coraz bardziej zdewastowane drogi i rozjeżdżone pobocza. Coraz więcej gruzu i styropianu w rowach.

Miasto – Ogród! Co za kpina!

Budowlany boom i pieniądze za grunty przysłaniają oczy i usypiają rozum. Rozu­miem, że wielu właścicielom gruntów. Ale dlaczego również decydentom? Doniesie­nia o tym, że jeden z właścicieli kilku hek­tarów przy Kościelnej Drodze żąda od władz gminy wyjęcia tego terenu z planów zago­spodarowania, po to by umówiony już de­weloper mógł na jak najmniejszych dział­kach stawiać swoje budynki, są nie tylko bulwersujące, ale po prostu przerażające! Tym bardziej, że wśród naszych radnych i władz gminny są osoby, którym ten pomysł się podoba!

Nie ma czasu udawać i chwalić się, że Łomianki wyglądają tak jak na zdjęciach Harrego Weinberga. Dziś jeszcze miejsca te pozostają piękne i niezabudowane, ale za chwilę mogą zniknąć. I wierzby przy Kościelnej Drodze, i łąki przy jeziorkach Dzie­kanowskim i Kiełpińskim. A oba akweny mogą zostać zasypane gruzem. I choć są duże, mogą podzielić los zasypanych i za­sypywanych nadal jeziorek i oczek wodnych w innych częściach gminy. A dzieje się to przecież nieustająco przy milczącym przy­zwoleniu kolejnych gminnych władz.

Nie jest w naszym interesie dopusz­czenie do takiego zagęszczania zabudowy, jak ma to miejsce obecnie w wielu miej­scach naszej gminy. Do wprowadzenia do gminy na łapu capu setek nowych obywa­teli, którzy w kilka miesięcy po zamieszkaniu tutaj staną się wściekli i sfrustrowani, bo­wiem, choć deweloperzy obiecują im teraz gruszki na rosnących tu wierzbach, to wia­domo, że kanalizacja i wodociąg nie zo­staną zrealizowane przez najbliższych 20 lat, a asfaltowe, równe drogi dojazdowe na pewno nieprędko powstaną. Nie powstaną też szybko dodatkowe przedszkola i szkoły. A uciążliwości związane z patrzeniem się sąsiadowi w okno czy śmietnik za płotem nie spowodują wzrostu cen nieruchomości w całej gminie, a wręcz przeciwnie.

Władze gminy, zamiast przyjmować umizgi deweloperów i poddawać się nacis­kom właścicieli gruntów, powinny skupić się przede wszystkim na usunięciu wszelkich zapóźnień infrastrukturalnych w istniejącej już zurbanizowanej części gminy oraz na planach zagospodarowania, które nie tylko zastopują bezładną obrzydliwą zabudowę, ale i uchronią wszystkie pokazane na zdję­ciach Harrego Weinberga tereny.

Dlaczego?

Dlatego, że to właśnie te puste, niezabu­dowane przestrzenie otuliny Kampinoskie­go Parku Narodowego, łąki Doliny Łomian­kowskiej i międzywale Doliny Wisły stanowią o atrakcyjności naszej gminy. Nie dla­tego, że są łakomym kąskiem dla dewelo­perów, ale dlatego, że są po prostu łąką! To nie ulica Warszawska i placyk przecudnej urody przy Urzędzie Gminy przyciąga tu chętnych do kupowania ziemi. To nie za­budowane coraz szczelniej osiedle Chopina czy Dziekanów Bajkowy, ale właśnie te łąki i puste przestrzenie, które pozwalają na oddech i cieszenie się pięknymi widokami.

Nie zapominajmy też o zawsze grożącej nam powodzi. Ewentualna ewakuacja gęsto zabudowanej Doliny Łomiankowskiej może się nie udać… Kto będzie wówczas za to odpowiedzialny? Nie deweloperzy ani wła­ściciele kilkunastu sprzedanych hektarów, ale władze gminy, które zgodziły się na za­gęszczanie zabudowy.

Chcę bardzo uwierzyć, że wydany przez Urząd Miejski w Łomiankach kalendarz na rok 2008 – „Łomianki – moja mała ojczyzna” – ma wyłącznie na celu pokazanie jak jest tu pięknie i zwrócenie wszystkim uwagi na fakt, że ze wszystkich sił powinniśmy takie miejsca chronić i o nie dbać.

js Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.