Kolejny odcinek opowieści pana Jerzego Regulskiego o przedwojennych mieszkańcach ulicy Warszawskiej (#1 #2 #3)
W sąsiedztwie państwa Mazurków znajdował się dom – zaplecze, który był własnością Antoniego Królaka. Dom był drewniany, na parterze miał pięć izb, a na poddaszu trzy z widokiem na ul. Warszawską. Budynek ten został obmurowany i dziś nie przypomina starego drewnianego domu. Przetrwał działania wojenne, jak również całą okupację. Obecnie zamieszkiwany jest przez wnuczka pana Marchwińskiego.
Antoni Królak był ochotnikiem I wojny światowej, otrzymał koncesję na sprzedaż win i wódek, nadaną przez marszałka Piłsudskiego. W okresie II RP uczestnicy walk o niepodległość Polski otrzymywali za zasługi koncesje na sprzedaż alkoholu, gospodarstwa rolne na Wołyniu, pracę w administracji państwowej, w komunikacji państwowej, w urzędach ministerialnych, starostwach, gminach, w szkolnictwie. Najczęściej były to stanowiska kierownicze. Pan Królak prowadził sklep, który otworzył w budynku Eustachego Rykowskiego naprzeciw obecnego MarcPolu, po pewnym czasie zakupił działkę od pana Skowronka i wybudował budynek mieszkalny. Do czasu rozpoczęcia wojny prowadził sprzedaż win i wódek, jednocześnie był aktywnym działaczem niepodległościowym. Kiedy przyszła okupacja został aresztowany, wywieziony na Pawiak i następnie do obozu w Oświęcimiu.
Sąsiadem pana Królaka był Adam Kozdrój, który prowadził masarnię, sklep z wyrobami wędliniarskimi i mięsem. Wyroby z tej masarni cieszyły się olbrzymim popytem z powodu świetnej jakości. Wyroby kupowali zarówno mieszkańcy Łomianek, jak i przyjezdni. W sklepie pracowały żona i córka. Kiedy córka Maria poślubiła Jana Paziewskiego, wspólnie otworzyli obok sklep spożywczo-przemysłowy. Budynek Kozdroja przetrwał okupację i jest użytkowany do dziś.
Właściciel masarni zatrudniał wykwalifikowanych pracowników, szkolił również masarzy. Wyroby dostarczał do jednostki Wojska Polskiego znajdującej się w Cytadeli. Wszyscy łomiankowscy właściciele masarni w grudniu i styczniu kopali głębokie doły, wykładali je słomą i gromadzili lód, wyrąbując krę z pobliskiego jeziora Pawłowskiego. Układano na dnie tafle lodu i przykrywano grubą warstwą słomy, a następnie ziemią. Lodownie te służyły do przechowywania półtuszy wieprzowych i wołowych w okresie letnim, na późniejszy okres, kiedy je przerabiano na wędliny.
Jeszcze wtedy był taki zwyczaj, że czeladnicy masarscy pracowali 5 dni w tygodniu przy produkcji, a sobota była dniem sprzątania zakładów, mycia i czyszczenia sprzętu. W soboty praca trwała do godziny 13. Właściciel wypłacał wynagrodzenie co tydzień, nazywano to tak zwaną „angielską sobotą”. Po sprzątaniu pracownicy ubierali się w białe kaftany i marynarki przeplatane prążkami niebieskimi i czarnymi. W odświętnych ubraniach wychodzili na Łomianki, najczęściej grali w bilard w restauracji u Feliksa Gocławskiego, byli też bywalcami kawiarenki czy owocarni. Pracownicy masarni nieźle zarabiali jak na tamte czasy.
Po wyjściu za mąż córki Marii sklep mięsno-wędliniarski prowadziła druga córka Zofia, która później poślubiła Klemensa Zarembę. Z biegiem czasu Zaremba pobudował młyn, przy ul. Gościńcowej, który był konkurencją młyna Edgara Blocka. Młyn Zaręby był mechaniczny, przetrwał czasy okupacji, jednak po wojnie, gdy państwo zaczęło budować wielkie młyny państwowe, ze względu na rentowność prywatne młyny likwidowano.
Rodzina Kozdroja, oprócz wspomnianych wyżej dwóch córek, miała jeszcze córkę Stefanię i syna Stanisława, którzy w trakcie okupacji w wyniku „łapanek” na terenie Łomianek dostali się do obozu pracy i nigdy tu już nie wrócili. Jak wspominałem, rodzina pana Kozdroja była bardzo patriotyczna i po bitwie nad Bzurą żywiła Wojsko Polskie. Organizowali także transporty żywności dla Grupy Kampinos AK podczas walk w Powstaniu Warszawskim.
Sąsiadem Kozdroja był Władysław Szymański, który posiadał kuźnię przylegającą do zabudowań Kozdroja. Pan Szymański miał dwie córki: Janinę i Wandę oraz trzech: Antoniego, Stefana i najmłodszego Czesława. Wstkich synów nauczył swojego zawodu, czyli kowalstwa. Wtedy zawód ten był bardzo ważny. Kowal wyrabiał – oprócz podków i obręczy do kół drewnianych, także obicia do różnych skrzyń, narzędzia rolnicze, a także naprawiał maszyny rolnicze i wykonywał wiele innych prac.
Rodzina zamieszkiwała mały dom dwuizbowy z zapleczem. Budynek miał dach dwuspadowy pokryty papą. Najstarszy syn Antoni pracował w kuźni, a kiedy się ożenił, założył sklep spożywczo-przemysłowy na Dąbrowie na obecnej ul. Partyzantów i wybudował własny dom. Stefan założył własną kuźnię przy obecnych zakładach Polmo, wcześniej zwanych Resorówką. W starej kuźni pozostał najmłodszy syn. Kuźnię w trakcie wojny prowadził Czesław, również po wojnie kontynuował tę działalność, jednak koła starego typu były stopniowo wypierane przez opony. Po pewnym czasie Czesław przeszedł do pobliskiej fabryki resorów w Łomiankach, której właścicielami byli panowie Jezierski i Dołęgowski i pracował tam aż do emerytury. Kuźnię później rozebrano.
Dom Szymańskich przetrwał do dziś w oryginalnej zabudowie. Sąsiadami pana Szymańskiego byli bracia Czerwińscy – Julek i Wiktor. Zamieszkiwali oni mały dwuizbowy budynek położony frontem do ul. Warszawskiej. Byli cenionymi majstrami murarskimi. Po sąsiedzku mieszkały rodziny Rurków i Dąbrowskich, dom również przetrwał działania wojenne, obecnie stoi przebudowany…
Dawne domy Adama Kozdroja i Antoniego Królaka przy ul. Warszawskiej
Sprostowanie
Z dużym zainteresowaniem czytuję kolejne odcinki cyklu artykułów pt. „Przedwojenni mieszkańcy”. Sądzę, iż inicjatywa pana Jerzego Regulskiego jest dla społeczności Łomianek bezcenna, chociażby ze względu na to, że ukazuje w skondensowanej formie dzieje naszej „małej ojczyzny”, które dziś znane są jedynie wąskiej grupie jej „starych” mieszkańców.
Niestety do tekstu zamieszczonego w numerze 3 z marca 2007 roku wkradły się pewne nieścisłości, które są w moim mniemaniu na tyle istotne, że wymagają sprostowania.
Otóż Adam Kozdrój (mój pradziadek)przechowywał wspomniane w tekście, półtusze wieprzowe i wołowe w wybudowanym specjalnie do tego celu podziemnym pomieszczeniu, do którego wejście znajdowało się pod budynkiem masarni. Faktem jest, że do utrzymywania w chłodni pożądanej temperatury zwożono lodowe tafle z jeziora Pawłowskiego.
W prowadzeniu sklepu mięsno-wędliniarskiego pomagały wszystkie trzy córki: Maria, Zofia i najmłodsza Stefania, która nigdy nie była w obozie pracy, a zmarła dopiero w roku 1955. Córka Stefanii, Izabela (moja mama) w lokalu zajmowanym niegdyś przez wspomniany wyżej sklep prowadzi od kilkunastu lat perfumerię „Oleńka”. Na załączonym zdjęciu, przed wejściem do sklepu A. Kozdroja stoją jego dwie córki (od prawej) Stefania i Zofia.
Informacja dotycząca młyna Klemensa Zaremby jest również nieścisła. W pierw-szych latach istnienia PRL został upaństwowiony, a maszyny przystosowane do produkcji mąki zaczęto wykorzystywać do przerobu tworzyw sztucznych. Kiedy, po uruchomieniu Fabryki Wyrobów z Proszków Spiekanych „Polmo” Łomianki, produkcja młyna stała się nieopłacalna, zdewastowany obiekt wraz ze zrujnowanymi maszynami zwrócono rodzinie Zarembów.
Głównym źródłem wiedzy o powyższych faktach jest Tadeusz Paziewski, mój wujek, syn Marii i wnuk Adama Kozdroja, któremu tą drogą składam serdeczne podziękowania za udzielenie mi tych, i wielu innych, cennych informacji dotyczących historii Łomianek.
Z poważaniem
Robert Cymborski
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz