Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała po raz 16. Kolejny rekord – zebranych ponad 30 milionów zł budzi respekti szacunek. Niestety inna „orkiestra” wielkiej urzędniczopolitycznej niemocy powoduje, że ze strachem myślimy, co będzie, gdy ktoś najbliższy nagle zachoruje? Szpitale strajkują, lekarze strajkują, pielęgniarki strajkują…, ale porzućmy złe myśli i cieszmy się z tego, że przynajmniej raz w roku potrafimy być hojni. Tegoroczny Finał WOŚP za sprawą szefa łomiankowskich pingpongistów pana Waldemara Czapskiego, szefa Stowarzyszenia Popularyzacji Tenisa Stołowego Pro Futuro, był dla nas szczególnie sympatyczny. Dzięki jego akcji: „Sto turniejów tenisa stołowego dla Jerzego” Łomianki mocno zaistniały w mediach. Brawo! Tak trzymać.
Stowarzyszenie Nasze Łomianki Posts
W listopadzie 2006 roku wybraliśmy nową radę miejską i burmistrza. Trzynaście miesięcy, które minęły od wyborów, to z jednej strony bardzo mało czasu, aby zmienić to co by się chciało, ale z drugiej wystarczająco dużo, by jakiekolwiek zmiany było widać.
Czy Łomianki są teraz lepiej zarządzaną gminą? Czy obiecywane w kampanii wyborczej zmiany nastąpiły? Obecne władze – co zrozumiałe – twierdzą, że zmiany, i to duże nastąpiły. Wielu jest innego zdania. Kto ma rację – nie nam rozstrzygać, ale rozmawiać i zadawać pytania zawsze warto, dlatego poprosiliśmy o rozmowę burmistrza Wiesława Pszczółkowskiego.
Andrzej Kaliński: Hasło wyborcze „Potrzeba zmian” okazało się skuteczne. Personalnie władze zmieniły się dość radykalnie, ale z innymi zmianami jakby nieco gorzej.
Wiesław Pszczółkowski: Gorzej? Na jedenastu stronach „Gazety Łomiankowskiej” opisałem zmiany, które przez rok udało się wprowadzić, a pan ich nie widzi?
A. K.: Panie burmistrzu, kto jest w stanie przeczytać jedenaście stron sprawozdania? Głównie suche fakty.
W. P.: No tak, ale obawiam się, że gdybym napisał mniej wyczerpująco, zarzucono by mi, że zbywam czytelników ogólnikami. Ja jestem urzędnikiem i muszę trzymać się faktów.
A. K.: Dobrze, trzymajmy się faktów. Napisał pan, że budowa jednego kilometra kanalizacji i wodociągów kosztuje milion złotych, w tym roku planujemy wykonać 7 kilometrów instalacji, a w budżecie na ten cel są zapisane zaledwie 4 miliony. Coś się rachunki nie zgadzają.
W. P.: To proste. Tłumaczyłem to wiele razy. Obecnie kanalizację i wodociąg budujemy własnymi siłami, czyli Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. Przez pierwsze trzy zimowe miesiące z zasady nie prowadzi się robót tego typu, a przecież spółka przez cały czas ma przychody, kumulowane są środki finansowe i przynajmniej do połowy roku ZWiK nie potrzebuje wsparcia. Na drugą połowę roku są zapisane w budżecie cztery miliony. Jeśli pod koniec września będą potrzebne kolejne środki, to my je na pewno znajdziemy. Proszę mi wierzyć, budowa kanalizacji i wodociągów jest cały czas dla nas najważniejsza.
Artykuł pracownika KPN Grzegorza OkoŁów zamieszczony w numerze 1/2007 kwartalnika Puszcza KampinoskaZimowe słońce zachęca do kontaktu z przyrodą, proponujemy Państwu spacer do pobliskiego Kampinosu. Dzięki przyznanej przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie dotacji w 2006 r. zostały oddane do użytku dwie nowe ścieżki dydaktyczne: „Do Starego Dębu” i „Do Karczmiska”. Przedstawiamy pierwszą z nich.
Ścieżka „Do Starego Dębu” pokrywa się z trasą ścieżki poznawczej wytyczonej w 1974 r. Też rozpoczyna się w pobliżu pętli autobusowej w Dziekanowie Leśnym (przy Szpitalu Dziecięcym), gdzie znajduje się jeden z najliczniej odwiedzanych punktów wejściowych do Kampinoskiego Parku Narodowego. Jej trasa biegnie wzdłuż zielonego szlaku turystycznego aż do posady Sieraków i wiedzie przez niezwykle urozmaicony teren, m.in. jeden z najcenniejszych fragmentów parku – obszar ochrony ścisłej „Sieraków” – obejmujący ostępy bagna Cichowąż porośnięte lasami o naturalnym charakterze, bory sosnowe, bagienne obniżenia porośnięte olsami i łęgami, ukwiecone na wiosnę grądy oraz wydmę „Kąt Góry” porośniętą wiekowym borem mieszanym. Długość ścieżki wynosi 3,7 km i składa się z 12 przystanków. Trasa jest oznakowana międzynarodowym symbolem ścieżki dydaktycznej.
Szanowni Państwo. Pracujemy nad drugą częścią historii Łomianek, która obejmuje okres II wojny światowej. W…
Od lat na terenie naszej gminy permanentnie łamane są przepisy ochrony przyrody. Dotyczy to szczególnie terenów Warszawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu, gdzie pod grubą warstwą śmieci i gruzu kolejno znikają chronione prawem starorzecza, oczka wodne, wilgotne zagłębienia z siedliskami wodno-błotnymi.
Dzieje się tak za sprawą przedsiębiorców zajmujących się wywozem ziemi, gruzu i innych odpadów pochodzących m.in. z wykopów pod wielkie inwestycje budowlane z terenów Warszawy. Odbywa się to zwykle za milczącą lub opłacaną zgodą właścicieli. Jak do tej pory, władze gminy nie reagowały na pisma składane w tej sprawie. Ostatnimi czasy proceder ten nasilił się, bo podmokłości przysypane śmieciami, gruzem, a na koniec ziemią, sprawiają na pierwszy rzut oka wrażenie gruntu budowlanego. Wzrost wartości gruntów w Łomiankach sprawił, że coraz więcej jest tych, którzy ryzyko łamania prawa świadomie podejmują. Ze względu na groźbę nieodwracalnych negatywnych skutków dla środowiska, czas najwyższy skończyć z tym bezprawiem.
Niekwestionowanym mistrzem świata w niesieniu pomocy jest niejaki Jerzy O. Potrafi on w jeden dzień pobić tyle rekordów, że ho, ho! Porywa i wkręca w swoją niewiarygodnie wszechstronną orkiestrę wiele środowisk. Mamy w kraju tysiące różnych klubów i dziesiątki dyscyplin. Wszystkich powinna połączyć zbiórka na ten szczytny cel. Okazało się, że bardzo łatwo można zrobić fuzję imprezy sportowej z wolontariatem, przecież podczas zawodów zawsze jest masa ludzi i można to wspaniale wykorzystać.
Na podstawie relacji żołnierza Kompanii Młodzieżowej Jerzego Wojciewskiego „Strzały” – opracował Kazimierz Medyński
Dziesiątego sierpnia zaczęły się dawno oczekiwane zrzuty, część poszła na dozbrojenie oddziałów (ja dostałem nowiuśkiego Stena!), część zasobników furmankami pojechała do magazynów, chyba w Krogulcu, ale nie wszystko poszło pod klucz. Przekonałem się o tym, będąc z „Murzynem” na patrolu w okolicach Łuży. Widzieliśmy, jak z lasu wyłania się dziwna grupa osób z wielkimi tobołami na plecach, zmierzająca w kierunku Burakowa. Ponieważ już wówczas spotkania z szabrownikami nie należały do rzadkości, „Murzyn” oddał w górę strzał ostrzegawczy, by spowodować porzucenie łupów. Tak się właśnie stało! Gdy dobiegliśmy, na ziemi leżały wory pełne spadochronów, a w krzakach kuliło się kilka wystraszonych bab. Myślały, że to niemieckie strzały, lecz gdy już ochłonęły, okazało się, że taszczyły to płótno, by szyć partyzantom koszule!
Chcąc dobrze bawić się w czasie karnawałowych hulanek, musimy dość rozsądnie podejść do doboru alkoholi. Myślę, że lepiej będzie unikać mocnych trunków. Jeżeli planujemy przyjęcie, proponuje przygotować, dla osób niepijących wina, poncz – genialny wynalazek, który Anglicy przywieźli z Indii ponad 400 lat temu.
Na jednym z Festiwali Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu (było to w połowie lat 70. ub.w.) śpiewałem piosenkę „Z Ewą marsz”. Grała oczywiście orkiestra pod dyrekcją Henryka Debicha. Mnie towarzyszył „Kwartet Warszawski” pod dzielnym kierownictwem Bohdana Kezika. Przed generalną próbą – wysokiej rangi oficer z kierownictwa festiwalu wpadł na pomysł, abyśmy się ubrali w wojskowe mundury polowe. Nie bardzo nam się to spodobało… Dostałem stosowne pismo opatrzone ważnymi pieczątkami z Ministerstwa Obrony